W kolorze sepii
Nie ma już więźniów na Zamku w Kaliszu, została pustka
Kalendarz. Na okładce budynek zwany potocznie Zamkiem. Mocny, z arkadowym wejściem. Po bokach dwie baszty, z tej po prawej odpada tynk. Niebo dookoła budynku pobazgrane. Nie długopisem. Drutem ostrzowym.
Na zdjęciu tego nie widać, ale Zamek stoi w środku miasta. To prawobrzeżna dzielnica Tyniec, za wysokim, nieregularnym murem przejeżdżają samochody. Kiedyś ulicy Łódzkiej nie było, budynek stanął w szczerym polu. Przez lata trochę obrósł – pojawiły się wokół kamienice, stacja benzynowa, niewysokie bloki wstawione pomiędzy domy jednorodzinne.
Wnętrze Zamku sfotografowano kilka stron dalej. Żelazne galerie opasują długi korytarz, widać ciąg drzwi pomalowanych olejną farbą.
Tylko ten kaliski obiekt pojawił się w kalendarzu na 2015 r. dwa razy. Służba Więzienna musiała być z niego dumna. Witamy w najnowocześniejszym więzieniu w Polsce, mówili pracownicy, kiedy zjawiali się goście.
Bo to więzienie rzeczywiście było bardzo nowoczesne. 170 lat temu.
Fundament
Kaliski Zamek wybudowano w 1846 r. To był czas reform w polskim więziennictwie, a wprowadzał je Fryderyk Skarbek. Liberał, działacz społeczny, ojciec chrzestny Fryderyka Chopina. W czasach chłosty i okaleczania przestępców zastanawiał się, jak karać, żeby to miało sens. Z jego inicjatywy w 1839 r. wprowadzono obowiązkowe spacery więźniów, a w 1843 r. ciepły posiłek dwa razy dziennie. Wprawdzie tylko dla skazanych na więzienie poprawcze, ale w okresie, gdy zimą temperatura w celach nie przekraczała 12 stopni, była to jednak rewolucja. Skarbek wprowadził też próby resocjalizacji skazanych oraz zasadę oddzielenia więźniów karnych od śledczych i tych bardziej zdemoralizowanych od drobnych przestępców.
To także z jego inicjatywy zbudowano w 1835 r.