Komputery, lasery, tomografy – codzienność współczesnej medycyny. Za sprawą nowoczesnych technologii pacjenci nabierają przekonania, że są leczeni dokładniej, lepiej. Im bardziej kosmiczna metoda, skomplikowany aparat czy choćby ulotka najeżona naukowym żargonem, tym silniejsza przynęta na chorych. Czują się bardziej usatysfakcjonowani, mając wrażenie, że zajęto się nimi naprawdę dobrze i kompleksowo – sprzęt drogi, więc skuteczny.
W gabinetach medycyny niekonwencjonalnej szybko się zorientowano, jak działa ten mechanizm. Dlatego przykładanie rąk przez bioenergoterapeutów na nikim nie robi już wrażenia. Namagnesowana woda lub leki homeopatyczne? Dobre dla tych, którzy wierzą w cuda i mają czas, by kurować się miesiącami. A przecież mamy XXI w., postęp w diagnozowaniu i leczeniu chorób jest błyskawiczny. Tak oto specjaliści medycyny alternatywnej znaleźli się w awangardzie.
WYWIEDZENI w pole
Na przykład taki hełm lub kamizelka do ECCT. Skrót niewiele wyjaśnia, ale pełna nazwa nowej metody proponowanej chorym na glejaki mózgu i nowotwory piersi też nie – Electrical Capacitive Cancer Treatment, można przetłumaczyć jako elektropojemnościowe leczenie raka. Autorem pomysłu jest dr Warsito Purwo Taruno z Indonezji. O co chodzi, wyjaśnia dr Norbert Szaluś, przyjmujący pacjentów w prywatnej poradni zlokalizowanej w bloku mieszkalnym, pod dumną nazwą Instytut Immunoterapii, Nowotworów i Chorób Przewlekłych. – Wreszcie nowe spojrzenie – zachwala dr Szaluś. Z doktoratem w dziedzinie medycyny nuklearnej nie zagrzał długo miejsca w Wojskowym Instytucie Medycznym ani w Centralnym Szpitalu MSWiA, więc zajął się prywatną praktyką. – Onkologia w coraz większym stopniu staje się leczeniem interdyscyplinarnym. Sięgamy po różne sposoby, by zniszczyć komórki rakowe lub pobudzić naturalny układ odporności – mówi.