Jedenaście dni zajęło Tomaszowi Abramowskiemu dopłynięcie do działki, którą zarządza w imieniu Polski i pięciu innych państw. Jednak po dotarciu na miejsce spokojnie mógł stanąć na pokładzie statku badawczego „Jużmorgeologia” i powiedzieć: – Nasze, to wszystko nasze. Powodów do dumy nie może brakować, bo działka jest wielkości jednej czwartej Polski. Ma jednak ten feler, że znajduje się na dnie Pacyfiku. Konkretnie na średniej głębokości 4 tys. m. Ale poza tym to już same zalety, bo wartość jej złóż szacowana jest na dziesiątki miliardów dolarów. I dyrektor Abramowski właśnie po te złoża popłynął. Konkretnie, po ich drobną próbkę. Kłopot w tym, że są to skarby dla ludzi z wielką wyobraźnią. Bo po otwarciu beczek z łupem zgromadzonym w czasie wyprawy niektóre osoby mogłyby się rozczarować. Wydobyte z otchłani minerały wyglądają jak mokry koks i to niezbyt sprawnie zbrykietowany. A po wyschnięciu to już w ogóle tragedia, bo łatwo się kruszą i wtedy bardziej przypominają miał węglowy. Z tym że ten miał po obróbce hutniczej to mangan, nikiel, kobalt, które po ekonomicznym przeliczeniu dają kwoty z bardzo wieloma zerami.
Urobek z ostatniej wyprawy badawczej na Pacyfik zgromadzony został w pomieszczeniu zastępczym. A konkretnie w schowku na opony samochodowe dla pracowników Interoceanmetal (IOM). Instytucja ma charakter organizacji międzynarodowej. Przynajmniej z nazwy, bo z wyglądu to już mniej. Zlokalizowana w Szczecinie siedziba główna wyraźnie przypomina, że IOM jest dzieckiem RWPG (Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej), której ojcem pomysłodawcą z kolei był Stalin. I ten rodowód o mało IOM nie wykończył, ale firma przetrwała, bo obszar jej aktywności był tak abstrakcyjny, że trudno było nawet sformułować wniosek likwidacyjny.
Bez prądu
Zgromadzone w składzie na opony beczki zawierają około 200 kg konkrecji.