O swym bohaterstwie został powiadomiony telefonicznie. Na początku czerwca 2016 r. zadzwoniła pani dyrektor z ministerstwa, że bardzo im miło, będą go odznaczać. I już tydzień później stał z medalem na piersi, odznaką Bene Merito, przyznawaną przez MSZ za wyjątkowe zasługi we wzmacnianiu wizerunku Polski na arenie międzynarodowej. Niespodziewane było to wyróżnienie, choć nie można powiedzieć, że nie wyczekiwane. Bo przecież Karol Tendera od lat już wołał w sprawie godności Polski, a przede wszystkim swojej i innych byłych więźniów obozów koncentracyjnych, których honor nieustannie bezczeszczą pojawiające się w zachodnich mediach sformułowania o „polskich obozach zagłady”. Słał w tej sprawie listy do możnych tego świata (Barack Obama) oraz przedstawicieli polskich władz (Donald Tusk, Ewa Kopacz), załączał liczne kserokopie, nawet swoją wspomnieniową książkę, niestety, bez odpowiedzi. Aż w końcu, dzięki pomocy życzliwego mecenasa, dwa lata temu wytoczył proces niemieckiej telewizji ZDF – sprawa trwa do dzisiaj, niezbędna była apelacja, wymiar sprawiedliwości również go rozczarował.
Lecz teraz, po latach, jego prywatna walka awansowała wreszcie do rangi państwowej. To wszystko wcześniej było jak wołanie w próżnię. Udało mu się zresztą zgrabnie wpisać ten fakt w konwencję ostatniej uroczystości – powiedział, że poprzedni rząd olał jego sprawę, co zgromadzona publiczność nagrodziła brawami.
***
Do przedmiotów z krakowskiego mieszkania Karola Tendery dołączyła więc pamiątka z nowego etapu w życiu. Numer medalu 547 na krótką chwilę przyćmił ten z lewego przedramienia, który ani trochę nie blednie mimo upływu lat.