Mole sądowe
Procesowi rekordziści. Mają na swoim koncie nawet kilkaset spraw w sądzie
Artykuł w wersji audio
Pani Teresa założyła 560 spraw w sądzie. Tak wyliczyła ostatnio jej adwokatka, jedna z całej armii adwokatów z urzędu, za których płaci budżet państwa. Pani Teresa skarży do sądu wszystkie negatywne decyzje jej dotyczące – głównie są to odmowy zasiłków z pomocy społecznej. Ma około 770 zł renty, czyli formalnie przekracza ustawowe kryterium dochodowe uprawniające do pomocy, ale sięga po artykuł 41 ustawy: osobom, które przekraczają owo kryterium, można przyznać specjalny zasiłek celowy w szczególnie uzasadnionych przypadkach. To zawsze decyzja uznaniowa, skoro więc mogą dać, a nie dali, to idzie do sądu. – Bo prawo ma być dla człowieka – mówi twardo.
Nie podlega zaskarżeniu
Jedna z pierwszych spraw pani Teresy sprzed 10 lat dotyczyła wniosku o dożywienie – 200 zł dla niej i 180 zł dla jej 16-letniego syna. Odmówiono, bo – tłumaczyła pomoc społeczna – oboje mieli już wcześniej przyznane talony na obiady w barze o wartości 225 zł miesięcznie; w tym samym miesiącu pani Teresa otrzymała już na dożywianie syna 240 zł, sfinansowano też jego pobyt na obozie – 1069 zł. Łącznie dostali więc 2068 zł, kiedy średnia wysokość pomocy dla ponad 2 tys. rodzin objętych opieką wynosiła 212 zł 39 gr.
Pani Teresa odwołała się od tej odmowy do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, a gdy ono decyzję podtrzymało, zaskarżyła ją do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA). Wraz ze skargą wystąpiła o zwolnienie jej z kosztów sądowych (za złożenie pozwu płaci się zwykle 5 proc. wartości roszczenia). I o adwokata z urzędu. Wysoki sąd w trzyosobowym składzie – po posiedzeniach, na których podjęto decyzję o zwolnieniu z kosztów, pismach do Rady Adwokackiej o wyznaczenie skarżącej adwokata z urzędu, wystąpieniu o dokumenty do pomocy społecznej, o akta odwoławcze do SKO, po wysłaniu zawiadomień do pani Teresy i jej adwokata – nie uznał skargi. Na czterech bitych stronach wyłuszczył obowiązującą interpretację artykułu 41. Że zasiłek celowy nie może służyć ani pokrywaniu kosztów utrzymania, ani zwrotowi już poniesionych wydatków, bo chodzi o szczególną pomoc doraźną w nagle powstałej, tragicznej sytuacji. Po czym zasądził o opłaceniu z budżetu sądu adwokata – 295 zł 20 gr, zgodnie z taryfikatorem ministra sprawiedliwości. Adwokat z urzędu do sprawy kasacyjnej składanej do NSA – bo i tam kobieta poszła – kosztował państwo 360 zł. Kasację pani Teresa przegrała.
Żądała przez te lata m.in. „udzielenia pomocy na umycie okien” w pokoju 17-letniego syna, refundacji 48 zł za farbę, pieniędzy na leki, środki czystości, dożywianie, kartę telefoniczną „na zabezpieczenie okresu wakacyjnego syna” (jak mówiła na rozprawie w WSA – jej nieobecność, bo udaje się do sanatorium, powoduje zagrożenie bezpieczeństwa syna), dopłaty do zakupu odkurzacza, a nawet wystąpiła tą drogą o nowy kluczyk do skrzynki pocztowej. I we wszystkich tych sprawach – jak w już opisanej – odmowa, więc SKO, potem WSA.
Ostatnio WSA badał jej skargę na „kpinę z norm prawnych”. Dla ścisłości zacytujemy fragment w pisowni oryginalnej: „Bezczynność w 100%. Nienależyte = przewlekłe = mierne wypełnianie obowiązków przez składy w SKO, OSPAŁOŚĆ w SKO EWIDENTNA i dlatego wnoszę o wydanie pozytywnej dla mnie decyzji w związku na fakt ZADłUŻENIE=ZUBOŻENIA”. Itp., itd.
Nowa klimatyzowana sala, na podwyższeniu w togach trójka sędziów, adwokat pani Teresy – z urzędu, jej samej nie ma. – Wpłynęła skarga, której rozszyfrować w żaden sposób nie można. Nie wynika z niej żaden przepis, który mógłby być poddany analizie sądu, brak szacunku, wdrożenie dyscypliny służbowej… I inne rzeczy, których zrozumieć nie sposób. Powódka domaga się rzeczy, które nie podlegają zaskarżeniu – mówi sędzia z lekką przyganą. Opłacony przez budżet adwokat bezradnie rozkłada ręce. – Stwierdzam niedopuszczalność zażalenia – i stuk młotkiem. 15 minut i po rozprawie.
Rekord pana Przemysława
W tym samym WSA od 27 sierpnia 2014 r. do 24 czerwca 2016 r. zarejestrowano 2046 spraw ze skarg wniesionych przez innego rekordzistę: pana Przemysława. Zwykle – na decyzje i postanowienia organów administracji, skargi na bezczynność lub przewlekłość postępowania.
A wszystko swój początek wzięło z zaledwie jednej decyzji ośrodka pomocy społecznej, na dodatek dla pana Przemysława pozytywnej. Poprosił o dołożenie się do kosztu wynajmu pokoju. Zarabia 1280 zł na rękę, ale wynagrodzenie jest zajęte przez komornika sądowego (za mandaty). Dostał z opieki na mieszkanie 100 zł, ale odwołał się, że to za mało. Odmowa, odwołanie do SKO, potem skarga do WSA i wniosek o zwolnienie z kosztów i o adwokata z urzędu – pan Przemysław napisał, że nie ma żadnego majątku, zasobów pieniężnych ani przedmiotów wartościowych. Sędzia wezwał go pismem do złożenia PIT, rachunków, wyciągów z konta, lokat, historii operacji, a także wyjaśnień dotyczących zarejestrowanych na niego pojazdów. Pan Przemysław dokumentów żadnych nie nadesłał. Złożył za to zażalenie do NSA, twierdząc, że wnioski o pomoc prawną uzasadniał właściwie. Przed pół rokiem zapadł wyrok NSA, który oddalił zażalenie. Pan Przemysław odpowiedział wnioskami o wyłączenie wszystkich sędziów, którzy orzekali w jego sprawie. Oddalonymi, bo nie można wnosić o wyłączenie sędziów en masse – trzeba wskazywać każdego z imienia i z dokładnym uzasadnieniem jego przewin. Zaczął zatem pisać imiennie, ale bez wymaganych uzasadnień. I tak to trwa.
Na rozprawy przychodzi rzadko. Nie było go na ostatniej, gdzie zapadł kolejny wyrok oddalający jego skargę. Ale właśnie już wpłynął jego wniosek „o pisemne uzasadnienie wyroku, co jest warunkiem do złożenia skargi kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego”.
„Badając skargi i wnioski składane do Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego jak też analizując informacje przekazywane przez wydziały procesowe Wydział Informacji NSA dostrzega istnienie zjawiska, przypadki składania przez jedną osobę bardzo wielu skarg kasacyjnych i zażaleń, dotyczą szczególnie spraw toczących się w przedmiocie pomocy społecznej. W tej kategorii spraw można wskazać co najmniej 10 osób, z których każda złożyła ponad 100 różnego rodzaju środków prawnych. Jeden ze skarżących od połowy 2015 r. zainicjował już ponad 150 postępowań. W sprawach związanych z nieruchomościami jednej ze stron wydano 1200 orzeczeń w NSA” – pisze sędzia NSA Małgorzata Jaśkowska, przewodnicząca Wydziału Informacji Sądowej.
Bo i nasze prawo służy pieniaczom. Zwolnienie z kosztów i adwokat z urzędu należy się, jak zapisano w ustawie o kosztach sądowych, „gdy osoba nie jest w stanie ponieść kosztów bez uszczerbku dla utrzymania koniecznego dla siebie i rodziny”. Jak to zważyć? Zawsze, szczególnie przy niskich dochodach, można zderzyć się z zarzutem ograniczenia prawa do sądu.
Ile to w sumie nas, podatników, kosztuje? Ministerstwo Sprawiedliwości gromadzi tylko dane dotyczące sądów powszechnych, czyli w sprawach karnych i cywilnych. W 2015 r.: 106 mln zł, z czego 44 mln zł przypadało na sprawy cywilne. W tym roku od stycznia do końca maja 48 mln zł, przy czym w sprawach cywilnych koszty przekroczyły już 20 mln zł.
Sędzia Waldemar Żurek, cywilista, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, zna problem osobiście. Został pozwany o spowodowanie rozstroju zdrowia, wydając wyroki nie po myśli. – To niezwykle absorbujące czas i energię, trzeba napisać odpowiedź na nawet najbardziej absurdalny pozew, wnieść, opłacić, wynająć pełnomocnika, miejscowy sąd jest wyłączany, a wyznaczony sąd jest kilkaset czy kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania, trzeba brać wolny dzień. Jak się wygra, to ta osoba jest nieściągalna – mówi, zaznaczając, że są tacy, którzy pozywają wszystkich sędziów z danego sądu, po kolei. – Oni tym żyją, przychodzą do sądu z całymi segregatorami. Jedna z takich osób na korytarzach sądowych rozkłada sobie termos, kanapki i mam wrażenie, że cały czas, kiedy sąd jest czynny, ona spędza na tym korytarzu. Wnosi pozwy o wszystko, w jednym wydziale miała ponad 100 sygnatur, najczęściej o naruszenie dóbr osobistych, pozywa też sędziów o odszkodowanie czy zadośćuczynienie.
Sędzia z Katowic Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, też przyznaje, że problem istnieje: – W apelacji katowickiej mamy klienta, który złożył 1250 pozwów. Pozywa wszystkich, z którymi w jakikolwiek sposób się zetknął w życiu, bezpośrednio i pośrednio – to osoby prywatne, ale także sędziowie, adwokaci, radcowie.
Na podstawie wyrywkowych danych statystycznych można założyć, że każdy sąd w kraju ma co najmniej jednego stałego klienta, który nadużywa prawa do sądu, bo zwyczajnie lubi się procesować. Z danych warszawskiej Okręgowej Rady Adwokackiej wyłowić można rekordzistów. Jedna z takich osób w 2016 r. miała 23 sprawy z adwokatem z urzędu, w 2015 r. – 49 spraw, a w 2014 r. – 38. Gdy z kolei wziąć za kryterium liczbę pełnomocników z urzędu, rekordziście w 2016 r. wyznaczono ich 23, w 2015 r. – 29, w 2014 r. – 10 (przy czym jeden pełnomocnik mógł prowadzić więcej niż jedną sprawę).
Sądowe koszty wychowawcze
Problem nabrzmiewa. Ze strony zdesperowanych sędziów padały hasła, by do takich spraw wkraczał prokurator, kierował ludzi na badania, by ich ubezwłasnowolniać, ale uznano, że to za mocny środek. Na razie sędziowie starają się sobie jakoś radzić. Sędzia Żurek zwalnia ze znacznej części kosztów, stara się jednak, by taki obsesyjny skarżący coś jednak zapłacił, choćby 20 czy 50 zł. Czasami skutkuje.
W Polsce nie ma możliwości, by nałożyć grzywnę za wniesienie sprawy bezzasadnej, nie ma odpowiedzialności odszkodowawczej za szykany, czyli wniesienie sprawy przeciwko komuś tylko po to, by mu dokuczyć. Sędzia Markiewicz sugeruje, by staranniej weryfikować stan majątkowy osób wnoszących o zwolnienie z kosztów czy adwokata z urzędu. Zaznacza, że koszty sądowe spełniają funkcję wychowawczą. Podaje przykład Skandynawii, gdzie odpowiedniki naszych MOPS sprawdzają sytuację materialną osób wnoszących o takie zwolnienie, a to właśnie one, a nie sądy, mają do tego narzędzia. Inny instrument jest znany w Wielkiej Brytanii, gdzie stworzono „listę pieniaczy”. Ten, kto znalazł się na takiej liście, aby mógł ponownie wystąpić do sądu, musi mieć zgodę kuratora. Sędzia Markiewicz uważa, że pomogłoby upowszechnienie mediacji oraz wprowadzenie obligatoryjnej mediacji przedprocesowej (przedsądowej) chociażby w pewnych kategoriach spraw. Pomocne byłoby ograniczenie rozpoznania pewnych spraw tylko do jednej instancji. Potrzebna jest całościowa wizja ustawodawcy, ale wciąż takiej nie ma.
Do sądów w Polsce wpływa 15 mln spraw rocznie. To tak, jakby co drugi z nas zakładał sprawę sądową. Na jednego sędziego statystycznie przypada ich tysiąc. Przez stałych mieszkańców korytarzy sądowych, sądzących się dla sądzenia, wiele poważnych spraw czeka miesiącami na rozstrzygnięcie.
Politycy mówią od lat o konieczności udrożnienia wymiaru sprawiedliwości. Byłoby co robić. Tylko czy minister Ziobro będzie miał odwagę pójść na wojnę z sądowymi pieniaczami?