Środek dnia. Aleje Ujazdowskie, blisko parlament i ambasada amerykańska, i nagle sceny jak z sensacyjnego filmu. W jednej chwili kilka nieoznakowanych aut z kogutami na dachach blokuje ulicę. W huku wystrzałów i wybuchów grupa mężczyzn w czarnych kominiarkach biegnie chodnikiem. Przechodząca akurat kobieta w panice rzuca się do ucieczki, a oni wpadają, jeden za drugim, w ciemną bramę pobliskiej kamienicy. Widać, jak kogoś obezwładniają i po chwili wyprowadzają.
„Działali w tym miejscu nasi policjanci. Przeprowadzili zatrzymania, użyliśmy granatów hukowych, żeby wykorzystać element zaskoczenia” – mówiła po akcji Agnieszka Hamelusz z Centralnego Biura Śledczego Policji portalowi TVN, który zawiadomili świadkowie. Nic więcej nie chciała powiedzieć. Dopiero dwa dni później Centralne Biuro Śledcze Policji publikuje lakoniczny komunikat, że zatrzymano trzech obcokrajowców podejrzewanych o handel narkotykami i pranie brudnych pieniędzy. Policjanci zostali poinformowani przez amerykańskie służby specjalne, że w Warszawie ma dojść do spotkania i sprzedaży 50 kg kokainy.
Naprawdę pomysłodawcą i organizatorem tego spotkania był tajny agent „pod przykryciem” amerykańskich służb specjalnych, a konkretnie Amerykańskiej Agencji Narkotykowej DEA. To on wyznaczył czas i miejsce. On zaproponował, że kokainę dostarczy. Jako zaliczka na konto założone specjalnie przez Agencję Antynarkotykową wpłynął właśnie milion dolarów, bez paru groszy. Wysłał je zatrzymany w Warszawie obywatel Izraela Jalal A. Agent poprosił go o przyjazd do Warszawy pod pretekstem zapoznania się z jego zmiennikiem Pedro, jako tym, który przekaże mu zamówioną kokainę w Izraelu.