Marcin Kołodziejczyk
25 października 2016
Ze „Smoleńskiem” po kraju
Przepraszam, czy tu grają?
Film, który powinien obejrzeć każdy Polak, właśnie schodzi z ekranów kin.
Pomimo stadnej oczerniającej operacji zrytych ubeckich łbów chodzących na pasku obcych mocarstw i hojnie opłacanych za kolaborację film „Smoleńsk” utrzymał się na ekranach kin w czasokresie ponad jednego miesiąca. W związku z notorycznością wrogich omówień w polskojęzycznych ośrodkach masowego prikazu zadać musimy sobie następujące pytanie: czy Polacy w dobie „dobrej zmiany” zdolni są odróżnić ziarno od plew w taki sposób, aby obrazy kinowe podające prawidłową optykę wydarzeń jednoznacznie uchodziły za ziarno?
Pomimo stadnej oczerniającej operacji zrytych ubeckich łbów chodzących na pasku obcych mocarstw i hojnie opłacanych za kolaborację film „Smoleńsk” utrzymał się na ekranach kin w czasokresie ponad jednego miesiąca. W związku z notorycznością wrogich omówień w polskojęzycznych ośrodkach masowego prikazu zadać musimy sobie następujące pytanie: czy Polacy w dobie „dobrej zmiany” zdolni są odróżnić ziarno od plew w taki sposób, aby obrazy kinowe podające prawidłową optykę wydarzeń jednoznacznie uchodziły za ziarno? W celu odpowiedzi udajmy się z dala od wielkich miast. Tam gdzie zamieszkuje suweren. Kino Wrzos, Stalowa Wola, przykład niezadowalający Obiekt odrestaurowany przed czterema laty za srebrniki europejskie. Popołudniowa projekcja obrazu „Smoleńsk” w dzień powszedni przyciąga początkowo zaledwie dwóch widzów, istnieje zatem realna groźba, iż może nie dojść do skutku z powodów merkantylnych. Niewystarczająca frekwencja musi zastanawiać, zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę jednoczesny ożywiony, świecki ruch uliczny w centrum miasta. Pytamy retorycznie: to przypadek, że naród wybiera sklepy i przystanki autobusowe po pracy, czy może inni szatani są tu czynni? Obsługa kontrolująca bilety wewnątrz obiektu Wrzos umiejętnie tonuje nastroje obu widzów. Otóż z jej popartego doświadczeniem świadectwa wynika, że robocza teza o wynarodowieniu publiczności kinowej Stalowej Woli nosi znamię pochopności. – Często przychodzą w ostatniej chwili – mówi. Istotnie, tuż przed rozpoczęciem projekcji przybywa czteroosobowa grupa widzów, w której skład wchodzi również przedstawicielka płci pięknej w wieku rozrodczym. Jako dopełnienie kworum nadchodzi dodatkowo starsza kobieta o miłej powierzchowności babci wychowującej drobiazg. Serce roście doraźnie, mimo to pytanie o cel trwania narodu w kinowej auli zapełnionej tak niegodnie musi pozostawać otwarte niczym rana zadana Polakom przez wroga ze Wschodu, Zachodu, Północy lub Południa, z pominięciem Węgier. – W weekendy bywało lepiej – mówi obsługa obiektu kinowego. – Wchodzą nowe filmy – dodaje. – O Wołyniu i rodzinie Beksińskich. Czarę wzbierającej goryczy przelewa niepatriotyczna postawa czteroosobowej grupy, której męski członek, prawdopodobnie prowodyr po sowieckiej szkole, po uprzednim omieceniu wzrokiem sali kina Wrzos, nieproszony wygłasza ironicznie nacechowaną, opłaconą przez antypolskie środowiska, opinię: „Słabo. Antek wojsko powinien zagonić do kin”. Ponieważ obraz „Smoleńsk” nikogo nie pozostawia obojętnym, prowodyr cichnie jak niepyszny podczas projekcji. Przez ekran przewija się dwugodzinna smutna sugestia o zamachu na prezydencki samolot, o kluczowej roli prezydenta Polski w uratowaniu Gruzji od putinowskich tanków i uratowaniu honoru Europy, o krwiożerczości i braku zasad antypolskich mediów, o wilczej naturze Donalda Tuska i docelowo, niestety, o triumfie zła nad dobrem. Publiczność wychodzi z Wrzosu nastrojona refleksyjnie, mijając czekających na swój seans widzów filmu o Beksińskich. Kino Muza, Włoszczowa, przykład modelowy Obiekt odrestaurowany przed sześcioma laty za srebrniki europejskie. Na nurtujące wszystkich zagadnienia, jaką Polskę chcemy zanieść w darze przyszłym pokoleniom oraz co rozumiemy poprzez fakt bycia patriotą, udanie odpowiedziało włoszczowskie kino Muza. Zorganizowana w obiekcie prapremiera filmu „Smoleńsk” wyprzedziła termin państwowej premiery o dzień. Salę widowiskowo-kinową imienia Przemysława Gosiewskiego, posła ziemi włoszczowskiej poległego w katastrofie smoleńskiej, wypełnili po brzegi parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości i lokalni działacze partii wraz z bliskimi. Projekcję obrazu poprzedziły podziękowania byłego burmistrza Włoszczowy, obecnie pełniącego zadania doradcy wojewody świętokrzyskiego, Bartłomieja Dorywalskiego, złożone na ręce Grzegorza Krzywonosa, kierownika kina Muza, za fakt, że udało mu się załatwić kopię filmu w pierwszej kolejności oglądania. Podczas projekcji na sali obiektu Muza panowała pełna zadumy cisza. Nastrój po zakończeniu seansu również pozostawał godny, a rajcy z partii rządzącej rozdawali zebranym widokówki z fotografią zmarłej pary prezydenckiej. Kino Starówka, Sandomierz, przykład podejrzany Obiekt powstały przed pięciu laty za złote polskie. Wieczorna projekcja produkcji „Smoleńsk” w dniu powszednim daje stanowczy odpór zwolennikom realizowania wizji Polaka na kolanach i wiadomym ośrodkom dążącym do likwidacji Państwa Polskiego zniechęcającym do zapoznania się z wymienionym tytułem filmowym. Po wejściu do westybulu okazuje się, że obłożenie frekwencyjne obiektu Starówka na poczet projekcji „Smoleńska” aktualnie przekracza sto procent, a mimo to posiada tendencję wzrostową! Obsługa kina informuje, że istnieje możliwość oczekiwania na ewentualność zwolnienia się niektórych miejsc. „Za krótko grali” – żałują oczekujący w kolejce do filmu. Grupa licząca na wakat to pięć osób ponad potencjał kina Starówka, natomiast grupa mająca nadejść w celu dokonania obejrzenia filmu to trzydziestu siedmiu żołnierzy z lokalnej jednostki Wojska Polskiego. Młodzi mężczyźni nadchodzą zorganizowanym szykiem poprzedzani przez przełożonego asygnującego środki na zakup biletów kinowych. Wszak jednoznacznie rekomendowali ministrowie „dobrej zmiany”, że dzieło „Smoleńsk” niesie wartości trojakie: edukacyjne, biograficzne, dokumentalne; zatem obecność wojska na seansie dziwić może jedynie jednostki tożsamościowo przegniłe od środka, a jako takie nieliczące się we współczesnym dyskursie o polskości. „Zajmować mi miejsca zgodnie z biletami” – łagodnie rozkazuje dowódca. Byłoby jednak pozbawione podstaw rozumowych, gdybyśmy nagle uznali, że oto w kinie Starówka ziszcza się scenariusz jednomyślności narodowej – w ciemności sali projekcyjnej uaktywniają się żołnierze ewidentnie opłacani przez sfery antypolskie. I tak: udają oni, że śmieszy ich padające z ekranu słowo „cipa” używane przez postaci filmowe dla określenia pogody; reagują nadpobudliwie na godnie pokazaną w filmie sytuację zbliżenia intymnego między płciami przeciwnymi; szydzą, kiedy aktorka grająca pozbawioną skrupułów dziennikarkę stacji TVM upija się z żałości, ponieważ została oszukana przez informatora skażonego zakamuflowanym antypolonizmem. „Byłeś kiedyś tak kurewsko oszukany?” – pyta aktorka znad pustej butelki wina. „Idź do wojska” – pada niezgodny z prawdą komentarz z sali. „Mieliście rozkaz do kina?” – zapytuje znacząco jakiś cywil w kinie. „Nie. Tak dla rozluźnienia, wieczorkiem”. W
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.