Gdy Polacy byli gościnni
Dionisios Sturis o tym, jak zmieniał się nasz stosunek do uchodźców
Artur Domosławski: – Dionisios Sturis to raczej niespotykane imię i nazwisko Polaka. Skąd się wzięło?
Dionisios Sturis: – Mama Polka wybrała imiona dla mojego starszego rodzeństwa, a w moim przypadku zadecydował ojciec – Grek. Dostałem więc imię po greckim dziadku. Dziadek był uchodźcą i razem z całą rodziną znalazł się w Polsce po tym, jak w Grecji skończyła się wojna domowa.
Czyli kiedy?
Wybuchła tuż po zakończeniu okupacji hitlerowskiej i trwała do 1949 r.
Kto z kim walczył?
Prawicowy rząd wspierany przez Wielką Brytanię i Amerykanów walczył z komunistyczną partyzantką, która wyrosła na potęgę w latach okupacji.
Dziadkowie musieli uciekać, bo...?
Żołnierze strony rządowej tak dotkliwie pobili moją babcię, że prawie straciła ciążę (mojego ojca). Powód: jej bracia walczyli w szeregach komunistycznej partyzantki, a ona nosiła im nocami jedzenie. W obawie przed dalszymi represjami cała wioska ewakuowała się do Jugosławii. Sturisowie i reszta wierzyli, że gdy tylko skończy się wojna, będą mogli wrócić do domów. Stało się inaczej. Komuniści przegrali i nie mogli liczyć na litość ze strony zwycięzców, którzy szybko uruchomili machinę represji. Ludzi lewicy czekały procesy pokazowe, kara śmierci, wieloletnie więzienia, zsyłka do obozów na wyspach czy odebranie obywatelstwa. Jedyną alternatywą było uchodźstwo. Na życie poza Grecją zdecydowało się ponad 60 tys. osób.
W Polsce prawie nic nie wiemy o tamtej wojnie, za to o hiszpańskiej wiemy całkiem sporo. Pewnie dlatego, że Grecy nie mieli swojego Hemingwaya.
Korespondenci wojenni jeszcze kończyli swoje depesze z frontów II wojny światowej, gdy Grecy brali się między sobą za bary.