Judyta: oblubienica duchownych
Kościół – mawia Iluminat – zamartwia się internetem, albowiem nie da się ocenzurować go jak biblijnych tomów.
Czasem Fortunat zamawia Judytę do Krakowa na – jak się wyraża – wizytację.
Atelier nie przypomina barokowych przybytków rozpusty z pufami obitymi aksamitem. Normalny duży pokój, na środku sofa nadgryziona przez koty. Za przepierzeniem dwie wnęki intymne i aneks kuchenny z dochodzącym na wolnym ogniu rosołem. Zaś w spiżarce półeczki w stylu przedszkolnej szatni. Duchowni trzymają na nich swoje akcesoria adekwatne do potrzeb. Jak w domu kapcie.
Dzisiejsze małżeństwa nie trwają tak długo, jak Judyty zażyłe stosunki z księżmi. Od 27 lat pełni na Śląsku odpłatną erotyczną posługę BDSM, czyli oschłej pani w łóżku. Ulubienica księży, rekomendowana jeden drugiemu jako kulturalna, dyskretna, higieniczna. Judyta to branżowe imię. Oznacza, że już niemłoda, a jednocześnie wyniosła. Miała szczęście do klientów, bo uczynili z niej niegłupią. Wymieni tych najbliższych.
Fortunat od chłosty
Najwierniejszy spośród wiernych. Krakowski zakonnik zapoznany 18 lat temu przez ogłoszenie w gazecie „Peep Show”. Przychodzi z plecaczkiem. Brunet atrakcyjny na swój sposób. Garniturowe spodnie w kancik, okularki w inteligenckiej oprawce z metalu. Dłonie kościste, lecz miękkie w dotyku. Sprawia wrażenie – jak by to ująć – dopranego. Długo nie wiedziała, że kapłan. Nie pasowało jej, iż korzysta w konwersacji z tylu łacińskich słów. Zagadnęła, a on przytaknął, pokazując na dowód zdjęcie w portfelu. Rozczulił ją ten fakt. – Ty jesteś dla mnie takim samym człowiekiem jak i ja.
Erotyczną preferencją Fortunata jest płacić za swoją panią. Najchętniej pocztą. W rubryce Tytuł przelewu dziękuje Sz.P. Judycie, że potrafi odpowiednio traktować takie nic jak on. Podnieca go sama czynność płacenia. W usługodawstwie to się nazywa money slave. Tłumacząc z angielska, finansowe niewolnictwo.
Już w seminarium nie miał nic przeciwko skrajnemu posłuszeństwu. Opowiada, że celebrował poniżenie. Najbardziej utkwiła mu w pamięci ekstaza, którą miał zaszczyt przeżyć po pewnej kolacji. Otóż przełożeni, z myślą o zwierzętach, nakazali wysypać niezjedzony chleb do karmników i pod drzewa. Następnie – w ramach lekcji pokory – zarządzili nocną zbiórkę resztek ponownie do wiaderka. Ustawili cały pierwszy rocznik w rządek. Alumni mieli przyklękać i jeść ręką. Do dna. Smakowało jak mieszanina mąki, trawy i ziemi. Przełożeni zapewniali, że od tego wszystko zależy, a zdyskwalifikowani wrócą na swoje wioski do zawiedzionych matek. Fortunat jadł, martwiąc się, czy dobrze wypadł. Nazajutrz odbywało się coetus educatiorum – coroczne zebranie, podczas którego przeorzy wrzucali do dzbana czarno-białe kulki. Białe – na tak za kandydatem.
Przez pięć seminaryjnych lat nie dostał żadnej czarnej kulki. Chwalony za myślenie o sobie jak o pyłku. Pilnowany za dnia, by nie zacieśniał kontaktów z kolegami, zaś po godzinie 21, zwanej sacrum silesianum, milczący. Każda indywidualna konwersacja to pokusa.
Czasem Fortunat zamawia Judytę do Krakowa na – jak się wyraża – wizytację. W umówiony dzień melduje się we wskazanym hotelu, by szantażować go esemesowo. To taka ich gra. Ona: – Kundlu, tu twoja królowa, potrzebuję pieniędzy. On: – Teraz nie mam. (Odpowiada tak, by ją niby rozdrażnić). Ona: – To idź ukradnij. On: – Dobrze, proszę królowej, pożyczę od kolegi. Ona: – Nie tłumacz się, tylko dawaj. Po czym on puka do pokoju, niosąc w zębach kopertę. Ona przelicza i każe przed sobą klękać. Na tym polega ta zabawa.
Trwa – jak wspomniała – 18 lat. On w międzyczasie dosłużył się najdostojniejszych stanowisk w zakonie.
Iluminat od herezji
Kulturalny przez duże K. Potrafi zadzwonić z trasy, że ma kwadrans opóźnienia. Jeździ bardzo drogim autem na dziewięć osób. Razem z Iluminatem wlewa się do pokoju jakby aromat nadpalonego kadzidła. Entuzjasta zestawu elektrostymulującego. Wolnomyśliciel o otwartym umyśle i kolekcjoner nowinek, które przynosi na pendrivie. Już po wszystkim zalegają na narożniku, oglądając filmy o paranormalnej tematyce. On opiera stopy na dostawionym krześle i chrupie słone paluszki.
Kościół – mawia Iluminat – zamartwia się internetem, albowiem nie da się ocenzurować go jak biblijnych tomów. Tak Judyta dowiedziała się o istnieniu zakazanej Księgi Henocha. Opowiada, że aniołom płci męskiej spodobały się ludzkie kobiety i poczęły z nimi dzieci. A były one nieprzeciętnie wysokie, niewygodne dla Pana Boga. Wciągnęła się też w amerykański serial „Starożytni kosmici”, których istnienie potwierdzają w filmie naukowo.
Czy jest w Polsce prostytutka po dwóch klasach technikum, która wie o Stewardzie Swierdlowie, ekspercie w dziedzinie kontroli umysłu? Swierdlow, potomek sowieckiego przywódcy, oficjalnie mówi na wizji, że sterują nami globalne elity. W tym watykańska, podgrzewająca w umysłach strach przed Chrystusem mającym powtórnie zejść na Ziemię. Niech znajdzie się prostytutka, która podyskutuje z Judytą o czakrach korony, zatykanych w momencie chrztu.
Iluminat, chrupiąc paluszki, wspomina czasem o swym krytycznym zdaniu na temat formacji, która dała mu finansowy komfort, a ten z kolei pozwala mu dziś odpoczywać przy Judycie. Ale co za mękę musiał przejść, studiując w hermetycznej wspólnocie stu idealistów, gdzie cała doba kręciła się wokół pięciu sfrustrowanych przełożonych? Bo bycie wychowawcą kleryków to w kościelnej nomenklaturze żaden prestiż. Posługa niewdzięczna.
Testosteron gotował się między facetami jak u Judyty rosół. Mający władzę pacyfikowali charaktery, wpierw je diagnozując. Alumni sfeminizowani, delikatni z natury, dostawali za karę pielenie przykościelnych alejek, skubanie kur na niedzielę, obieranie ziemniaków, prasowanie sutann w kostkę. Twardziele – za jakiego ma się Iluminat – odśnieżali przed rezurekcją drogi do kościołów traktorem z pługiem. Albo kopali groby pod właśnie umarłych księży. Przed śniadaniem, na głodno.
Mimo to Iluminat wytrwał w tej atmosferze i doczekał święceń. Nie narzeka.