MŚ urządziło pokazowe sadzenie Puszczy Białowieskiej. Ale to przykrywka dla dalszej wycinki
Ministerstwo Środowiska urządziło pokazowe sadzenie Puszczy Białowieskiej. Choć w ostatniej chwili z akcji wycofał się szef resortu Jan Szyszko, to na placu zawczasu ogołoconym ze starego lasu udało się zainstalować ponad 3 tys. małych dębów, kilkaset lip i klonów. Maluchy już za jakieś 90 lat osiągną wiek dopiero co usuniętych drzew.
To miała być spontaniczna akcja
W operacji sadzenia (o czym informuje postawiona przy okazji tablica pamiątkowa) brali udział przede wszystkim funkcjonariusze służb, m.in. występujący w mundurach strażnicy graniczni, strażacy i policjanci. Leśnicy twierdzą, że wszyscy uczestnicy łopaty do rąk wzięli na ochotnika, czyli nie ma mowy o powtórce niedawnej niezręczności, do której doszło, gdy białostockim policjantom rozkazano ciąć konfetti, które później straż graniczna zrzuciła z helikoptera, by uczcić przyjazd do Augustowa wiceministra spraw wewnętrznych Jarosława Zielińskiego.
Tym razem żadnego ministra nie było, nie było też konfetti, za to służby w skoordynowanej akcji broniły dostępu do nowo założonej plantacji. Straż leśna z policją zagrodziły jedyny dojazd i pod pozorem remontu publicznej drogi albo obecności przy poboczu martwych drzew, które w każdej chwili mogą się na drogę zwalić, utrudniały przejazd działaczom organizacji pozarządowych, pilnujących przestrzegania prawa w puszczy. Ostatecznie zewnętrzni obserwatorzy na miejsce dotarli, ale ich powstrzymywanie osłabiło propagandowy wymiar sadzenia.