Szlaki przemytu ludzi, wiodące przez Polskę, są trzy. Każdy o innym charakterze i dla innej klienteli.
Południowy, zwany „bałkańskim”, wiedzie z Syrii przez Irak, Turcję, Grecję, Macedonię, Serbię, Chorwację, Węgry, Austrię, potem przez Słowację i Czechy do Polski – i dalej do Niemiec, Szwecji lub Finlandii. Tym szlakiem nielegalni migranci, głównie z Bliskiego Wschodu, wjeżdżają do Polski w naczepach tirów, mknących autostradami dalej na Zachód. Dla organizatorów przemytu tą drogą, mieszkających legalnie w Niemczech czy Austrii, jak i dla pracujących dla nich kierowców tirów, Polska to tylko kraj tranzytowy. Straż Graniczna nawet nie próbuje szacować skali ani stopnia wykorzystywania tego szlaku, bo nie da się zatrzymywać i kontrolować wszystkich wjeżdżających z południa ciężarówek, których są tysiące dziennie. Wpadki zdarzają się w zasadzie tylko przypadkiem, jak ostatnio w lutym, gdy na parkingu przy autostradzie A4 w Opolskiem, niedaleko Niemodlina, funkcjonariusze Straży Granicznej w ramach rutynowej kontroli otworzyli naczepę tira na tureckich tablicach i odkryli w środku 13 nielegalnych imigrantów – Syryjczyków, Irakijczyków i Turków, w tym dwoje dzieci w wieku 4 i 5 lat. Według dokumentów przewozowych tir wiózł części samochodowe do Szwecji. W środku, między paletami, były prowizoryczne posłania, koce i śpiwory.
Moskiewska centrala
Druga trasa przerzutowa to Rosja, Ukraina, Białoruś, Polska i dalej zachodnia Europa. W marcu tego roku zatrzymano nową grupę polsko-czeczeńską, która organizowała tą drogą przerzut ludzi, głównie z Zakaukazia, na Zachód. Patent był prosty – na granicy polskiej ludzie występowali o status uchodźcy, ale zamiast udać się do ośrodka, wsiadali do podstawionych przez organizatorów przerzutu aut czy taksówek i tak docierali prosto do Niemiec, Austrii, Francji, Belgii, Holandii czy Wielkiej Brytanii.