Ewa Wilk: – Bada pan wzorce męskości w kulturze i literaturze. Rzeczywiście w Polsce wciąż dominuje model sarmacki?
Wojciech Śmieja: – W polskiej kulturze dominowały na ogół męskości militarne, powstańcze, sarmackie. Nie wykształcił się – inaczej niż np. w kulturze anglosaskiej – inny atrakcyjny wzorzec: przedsiębiorcy, bohatera przemysłu. W zbiorowej wyobraźni mamy tylko Stanisława Wokulskiego z „Lalki” albo Karola Borowieckiego z „Ziemi obiecanej”, lecz za bardzo im się nie powiodło. Zachodnia męskość „kapitalistyczna” na swój sposób wpędzała mężczyzn w opresję, ale w jej ramach mężczyzna to jednak ktoś, kto umie coś stworzyć, a nie tylko pięknie umrzeć. Weźmy nazwy patronów ulic w Niemczech: Daimlera, Boscha, Opla. Rozmawiamy w centrum Katowic. Kogo tu mamy? Ofiary Wujka, Powstańców Śląskich, a być może Rondo gen. Ziętka zmieni nazwę na Lecha Kaczyńskiego, jak chcą lokalni działacze PiS.
Poda pan przykład polskiego sarmaty współczesnego?
Witold Waszczykowski. To jest typ Sarmaty, który kompletnie nie odnajduje się w świecie. Zgoła mrożkowska postać. Hibernatus sarmacki, który nagle trafił na salony i przegrywa 27 do 1, bo tej jego sarmackości nikt już nie czyta. On nienawidzi wegan i cyklistów, bo w jego wyobraźni weganizm i cyklizm zagraża męskości. Waszczykowski również wizualnie jest dla mnie ucieleśnieniem Sarmaty. Podobnie jak Janusz Korwin-Mikke. Noszone z dumą sarmackie brzuchy obu panów aż proszą się o owinięcie pasem słuckim!
W polskiej kulturze fikcją dominującą pozostaje Sarmata. Powszechnie się przyjmuje, że taki właśnie ma być tzw. prawdziwy mężczyzna.