To, co zapowiadało się na apokalipsę, miało nadciągnąć 6 grudnia 2016 r. Tego dnia, po siedmiu latach kluczenia, Polska ratyfikowała ramową decyzję Unii Europejskiej o stosowaniu zasady wzajemnego uznawania wyroków skazujących. Jej sedno sprowadza się do tego, że kto popełnia przestępstwo za granicą, jest problemem dla swojego kraju. Nawet karę odbywa u siebie, pomimo że był sądzony na obczyźnie.
6 grudnia nie wydarzyło się nic, 7 też nie, 8 również nikt nie chciał na siłę wcisnąć Polsce rodaków z wyrokami. Okazało się, że pomocną dłoń strwożonej służbie więziennej i resortowi sprawiedliwości podali sami skazani. Skorzystali z przepisu ramowej decyzji o wymaganej zgodzie więźnia na przeniesienie go do ojczystego zakładu karnego. Żaden z 5749 Polaków aresztowanych i osadzonych na terenie UE nie zdecydował się na przeprowadzkę do polskiego więzienia.
Więźniowie
I. układa puzzle. Zaczął od ramki. Widać ma już jakieś doświadczenie. Tym bardziej że wzór trudny. Nowy Jork w deszczu. Żeby wyrwać się z szarości tła, po zrobieniu ramki zabrał się za układanie charakterystycznych żółtych taksówek. Teraz ma szarą ramkę i pływające na stole dwie żółte taksówki. Chyba utknął, ale się nie poddaje. Zresztą specjalnie mu się nie spieszy. W sumie jest w pracy. Prowadząca zajęcia aktywizujące skazanych uznała, że to najbardziej twórcza czynność, jaką może mu powierzyć. Jedni malują. Dominują motywy marynistyczne. Rozszalałe morze, a na nich malutkie zagubione okręty. Jakby swoje życie chcieli namalować. Inni rzeźbią w drewnie, produkują szachy. On układa puzzle. Płacą 1,5 euro za godzinę. Pracuje się siedem godzin dziennie. Można skupić się na układaniu.
I. ma jeszcze miesiąc na ułożenie obrazka. A później przekroczy bramę więzienia. Gdyby to był film, można by wstawić taką scenę, że pierwszą rzeczą, jaką zobaczy po przekroczeniu muru, będzie żółta taksówka.