Czasem jest bez wyczucia. Jak w gabinecie optycznym w centrum Warszawy. Jest niewielki, trochę duszny, bez klimatyzacji w upale. Pan K. na zapleczu reperuje okulary ubrany jedynie w szorty. Wychodząc za ladę, do klienta, zarzuca koszulę, zapina na jeden guzik. Zza jej brzegów niefrasobliwie wystają srebrne kręcone włoski. Nagie (lub półnagie) brzuchy męskie, w wieku 50+ i w rozmiarach od L do XXL – niezawodny element letniego pejzażu Polski – coraz gęściej zapełniają deptaki uzdrowisk, miejskie tramwaje, a nawet salony usługowe.
Czasem jest dyskretnie, ale i drogo. Południe kraju, zwłaszcza Górny i Dolny Śląsk, obrasta ośrodkami spa i saunami. Po mniej więcej dekadzie pruderii – gdy bez stroju kąpielowego do sauny wchodzić nie wypadało – coś się zmieniło. W najdroższych ośrodkach przewidziany jest przyodziewek wyłącznie we własną skórę, państwa w strojach kąpielowych delikatnie się wyprasza. W ostatnich latach takich miejsc mogło powstać około setki. Także w szatniach klubów fitness i wellness w Warszawie rzuca się w oczy podobna prawidłowość: tam, gdzie wstęp kosztuje mniej, zmienia się majtki, skromnie osłaniając pupę ręcznikiem, tam, gdzie jest drogo, już wypada bezstresowo rozebrać się do zera i spokojnie włożyć sportową bieliznę.
Ostatnio jest też całkiem oficjalnie. Na północy Polski cztery nadmorskie samorządy urzędowo oznakowały nagie plaże działające w ich miejscowościach. W Łebie renesans nagości zauważono trzy lata temu. – Tekstylni turyści zaczęli przychodzić do urzędu miasta z uwagami, że są na plaży z dziećmi, a tuż obok coraz więcej pań opala się topless. I żebyśmy coś z tym zrobili – opowiada Michał Sałata, asystent prasowy burmistrza Łeby. I dodaje, że z mandatami nie chcieli się wygłupiać.