Chinka Yajia
Bywa, że pół miesiąca nie ma jej w domu. Yajia Lin-Iwanejko, zwana swojsko Jadzią, restauratorka, prezes Polsko-Chińskiego Centrum Biznesu i Kultury, stale podróżuje służbowo. 17-letnia Zuzia czasami nie wie, kiedy mama wróci z Chin – pobyt się przedłuża. Już do tego przywykli z bratem, choć 16-letni Aleks widzi, że matki polskich kolegów, nawet pracujące, są bardziej udomowione.
Yajia jest przekonana, że to, jaką jest się matką, nie zależy od narodowości, lecz od osobowości; u Polek dostrzega nadopiekuńczość, także wobec dorosłych dzieci. Kiedy jej dzieci były małe i coś przeskrobały, musiały siadać na krześle, by przemyśleć, co źle zrobiły, i przeprosić. Dziś ze swoimi nastolatkami dużo rozmawia. – Dzieci nie muszą mnie we wszystkim słuchać. Czasami to one mają rację, bo bardziej od dorosłych kierują się instynktem. Kim zatem jest dla nich? Przewodniczką po życiu, w którym wszystko jest w ich rękach. Zaszczepiła im myślenie: czy w piątek jestem lepszy niż w poniedziałek? Rozumie jednak, że nie zawsze można poprawić wszystkie słabe strony.
Irytuje ją, że polskie matki spędzają pół niedzieli w kuchni. Yajia uważa, że najlepszy rosół nie jest tego wart. Oni w weekendy idą do restauracji i próbują kuchni świata. Prawdopodobnie jej mama, ceniona lekarka, nie gotowała najlepiej, skoro Yajia nie pamięta szczególnego domowego dania. Ale jest z matki dumna, tak samo jak z taty – profesora. Studiował w Krakowie na AGH, gdzie potem, na początku lat 90., i Yajia skończyła zarządzanie przemysłem. Wyszła za mąż za Polaka. Czy jest chińską hard mother, cisnącą na sukces, często ponad możliwości? – Są takie matki – przyznaje Yajia. – Ale trzeba wiedzieć, że w świecie orientalnym jest duży szacunek do nauki, a zdobycie wiedzy dla wielu ludzi to jedyna droga, by zmienić swoje życie.