Moussa Ali Aboubacar, 37-letni imam z meczetu przy Wiertniczej na warszawskim Wilanowie, obywatel egzotycznych Komorów, chodził po budynku z nożem na kształt tureckiego kindżału, z długim 20-centymetrowym zakrzywionym ostrzem. – Powiedział: ja jestem za muftim Miśkiewiczem i jeśli wy jesteście przeciwko, to ja będę walczył z wami jak Sahaba. To znaczy, że poleje się krew – mówi Tomasz, polski Tatar, członek zarządu warszawskiej gminy muzułmańskiej.
Czyj meczet
„Sahaba” to określenie najbliższych towarzyszy proroka Mahometa, słowem, fundamentalizm. Aboubacar przyniósł nóż pod koniec maja na salę modlitw do meczetu. Tatar Tomasz, wraz z przewodniczącym gminy Nezarem Charifem, zawiadomił o groźbach Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, policję i prokuraturę. Napisali, że Aboubacar „nawołuje do przelewu krwi wzorem czasów okresu kształtowania się islamu na nowych terenach Arabii”. On sam na przesłuchaniu w prokuraturze rejonowej przyznał, że wniósł nóż do meczetu przez przypadek, bo chciał nim ściąć trawę przerastającą kostkę brukową przed wejściem. – Niedawno na mój widok sugestywnie przejechał palcem po krtani, co zgłosiłem także oficjalnie na policję – komentuje Tatar Tomasz.
Ponad rok temu, podczas piątkowej modlitwy, warszawscy muzułmanie stanęli przeciwko Miśkiewiczowi. Był wówczas muftim, czyli przewodniczącym Muzułmańskiego Związku Religijnego (MZR). Uważa, że jest nim także i dziś. – Ludzie wstali i mówili: mufti-halal, mufti biznes robi na nas – opowiada Nezar Charif, pochodzący z Damaszku, w Polsce od 30 lat, w 2016 r. pełniący funkcję imama.
Temat zysków Miśkiewicza z halal, czyli wydawanych przez imamów certyfikatów uboju rytualnego, budził emocje społeczności od dłuższego czasu, bo i pieniądze są niebagatelne.