Ci, którzy są podporządkowani władzy, powinni uważać swoich przełożonych za przedstawicieli Boga, który ich ustanowił sługami swoich darów. »Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana. Jak ludzie wolni postępujcie, nie jak ci, dla których wolność jest usprawiedliwieniem zła, ale jak niewolnicy Boga«” – takie kwiatki są w nowym podręczniku do religii dla siódmoklasistów – alarmuje na Facebooku zaniepokojona matka. Tylko że te kwiatki nie urosły wczoraj. Po pierwsze, to cytat z Katechizmu Kościoła Katolickiego i Biblii. A po drugie, to nie jest nowy podręcznik. To stary podręcznik do I klasy gimnazjum ze zmienioną okładką. Kościół nie przygotował nowej podstawy programowej dla zreformowanej szkoły. Podobno nad nią pracuje. Ale nie musi się spieszyć. Rzeczywistość polityczna i koncepcje edukacyjne nowej władzy zbliżają się do programu katechezy w takim tempie, że zmiany mogą być niepotrzebne.
Podstawom programowym religii od dawna zarzucano, że są odklejone od współczesności, posługują się archaicznym, „ubogacającym” językiem, nie przygotowują do życia w nowoczesnym społeczeństwie, zamykają na inność i różnorodność. Już kilka lat temu, po analizie podręczników do religii, Instytut Spraw Publicznych zarzucił katechezie cztery grzechy główne. Dziś zbieramy ich owoce w sferze publicznej.
Piramida wartości
Pierwszy grzech to stawianie znaku równości między polskością i katolicyzmem. „Historia przedstawiana jest tak, jakby Kościół był jedyną instytucją wspierającą tendencje wyzwoleńcze i inspirującą powstania narodowe” – czytamy w raporcie ISP. Przeglądając podręczniki, nietrudno znaleźć na to przykłady. Podstawowe przesłanie książki „Błogosławieni, którzy szukają Jezusa” (dawniej I gimnazjum, dziś VII podstawówki) jest takie, że wiara to przede wszystkim kwestia rodzinna i narodowa.