Kilka dni po sierpniowej nawałnicy minister Mariusz Błaszczak, chcąc wybrnąć z oskarżeń o zaniechania rządu, tłumaczył niedostateczną skuteczność rządowego systemu ostrzegania złą wolą przedsiębiorców telekomunikacyjnych – stacje bazowe operatorów komórkowych nie były wyposażone w agregaty prądotwórcze. Miało to ograniczyć zasięg ostrzeżeń. Minister w charakterystycznym dla siebie stylu odbił też piłeczkę poza granice Polski, formułując diagnozę, że kapitał ma jednak narodowość, czyli sytuacja jest utrudniona, bo firmy telefonii komórkowej w większości reprezentują kapitał obcy. Skoro są to kapitaliści zagraniczni, to mogą nie być zainteresowani, by angażować się w pomaganie Polakom w potrzebie.
Pierwszy wniosek był niezbyt spójny logicznie, bo system ostrzegania przed huraganowym wiatrem powinien spełnić zadanie, zanim wiatr uszkodził linie energetyczne i wyczerpały się akumulatory stacji bazowych. Ale też taktownie pomińmy rozważania, czy np. właściciele Polkomtela i spółek komórkowych grupy Cyfrowego Polsatu reprezentują kapitał obcy, a tym bardziej, czy mieliby oni powody nie odczuwać empatii dla Polaków poszkodowanych podczas klęski żywiołowej.
Minister spraw wewnętrznych, zgłaszając pretensje do operatorów komórkowych, nie komentował stanu nadzorowanych przez siebie systemów łączności radiowej, wykorzystywanych przez polskie służby ratownicze i porządku publicznego. Być może nie ma pełnej świadomości, że jesteśmy jedynym państwem w Europie, które nie posiada ogólnokrajowego systemu TETRA, czyli standardu cyfrowej telefonicznej łączności dyspozytorskiej, opracowanego przez Europejski Instytut Norm Telekomunikacyjnych. A okolice Chojnic, gdzie przeszła katastrofalna wichura, to obszar, na którym dostępność profesjonalnych systemów łączności jest ograniczona i konieczne jest organizowanie łączności doraźnie.