Jeszcze kilka lat wstecz tematu praktycznie nie było. Ignorowaliśmy go, zajęci wchodzeniem na kolejne poziomy konsumpcyjnego wtajemniczenia. Starsze pokolenie, pamiętające wojnę, całowało chleb, który upadł na ziemię i za nic nie chciało go wyrzucać do śmieci, ale młodsze patrzyło na te gesty pobłażliwie.
Teraz okazuje się, że marnowanie żywności to potężny kłopot i wyzwanie jednocześnie. Zdaniem naukowców skupionych wokół multidyscyplinarnego projektu Drawdown zmniejszenie skali spożywczej nonszalancji na świecie jest jednym z trzech najbardziej skutecznych działań, które mogą powstrzymać, a nawet odwrócić proces zmian klimatycznych na Ziemi. Coraz więcej Europejczyków zauważa też, że marnotrawstwo jest zwyczajnie niemoralne. Choć na naszej planecie produkuje się dość jedzenia, by z zapasem nakarmić wszystkich jej mieszkańców, miliony ludzi głodują. Żywność, którą świat co roku wysyła na wysypiska (wg danych FAO: aż 1,3 mld ton), byłaby w stanie niemal dwukrotnie zaspokoić ich potrzeby.
W Brukseli debatuje się więc nad przyszłością daty ważności (do końca roku mają zapaść ustalenia na ten temat). Kolejne państwa liberalizują prawo dotyczące sprzedaży przeterminowanych produktów – Dania zezwala na ich sprzedaż, o ile są odpowiednio oznaczone, w całej Unii nie wolno już nabijać terminu przydatności do spożycia na wino, ocet, cukier, sól i niektóre wypieki. Powstają restauracje karmiące daniami przyrządzonymi z odrzuconych produktów, sieci handlowe wprowadzają do sprzedaży „brzydkie warzywa”, a internetowi i telewizyjni kreatorzy naszych kulinarnych gustów poddają transformacji definicję „resztki”, proponując dania z chrząstek, obierek i warzywnych łodyg.
Coś się zmienia i w świadomości Polaków. Powoli zauważają, że model życia oparty na nieustannym, bezrefleksyjnym wchłanianiu nie prowadzi w dobrym kierunku.