Oprogramowani inaczej
Oprogramowani inaczej. Dlaczego przestaliśmy ze sobą rozmawiać
Współczesność aż się prosi, by do jej opisu używać pojęć ze świata psychiatrii. Terminy w rodzaju: paranoiczne czy schizofreniczne widzenie świata, skłonności maniakalne, socjopatia, zachowania autystyczne itd. pojawiają się w języku publicystyki czy rozmowach prywatnych raczej w sensie metaforycznym, ale w tle pobrzmiewa pytanie: czy aby na pewno w tym czy innym przypadku nie mamy do czynienia z chorobą w medycznym sensie? Mówiąc nieelegancko: czy aby nie rządzi nami regularny wariat, a jego akolici stracili zdolność do korzystania z własnego rozumu i możliwość porozumienia się z kimkolwiek inaczej myślącym?
Niekiedy (w Polsce dość regularnie) wraca też postulat, by kandydatów na posłów poddawać prewencyjnym badaniom („wariatografem”?) i wydawać im jawne certyfikaty normy psychicznej. Znów: ani to realne, ani moralne.
Poczucie, iż „TAMCI są psychologicznie inni”, rozlewa się znacznie szerzej niż tylko na rzeczywistość polityczną. Tak patrzy większość wierzących na niewierzących, hetero- na homoseksualnych, tubylców na uchodźców. Tak niewierzący patrzą na sektę skupioną wokół księdza biznesmena czy aktywistki ruchów kobiecych na prawicowe posłanki. Tak starsi patrzą na młodszych – wiecznie nieobecnych, z nosami przyspawanymi do smartfonów. Tak młodzi patrzą na starych – nieobecnych na fejsbukach i twitterach. Nawet jeśli nie ma w tych spojrzeniach wrogości, agresji, to manifestuje się w nich przekonanie, że TAMCI mają odmienne oprogramowania poinstalowane w swoich mózgach. Są jacyś nienormatywni.
Cóż, ludzki mózg został ewolucyjnie wytrenowany do dostrzegania odmienności (nawet przesadnego) i bania się jej (nawet na wyrost). Tak niestety jest, choć próbuje się to bolesne dziedzictwo ewolucyjne zneutralizować hasłami tolerancji czy zasadami poprawności politycznej.