Białe czepki od czarnej roboty
Czy w polskich szpitalach zabraknie pielęgniarek
Obniżenie wieku emerytalnego najpoważniejszym problemem okazuje się dla służby zdrowia. Tylko w październiku 11 tys. pielęgniarek odchodzi na emerytury. Według danych Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych w ciągu najbliższych 10 lat aż jedna trzecia spośród ok. 200 tys. czynnych zawodowo pielęgniarek skończy z pracą. Do 2030 r. z rynku pracy zniknie co najmniej połowa. Większość dziś pracujących ma 50 lat lub więcej. Młodych – jak na lekarstwo, bo w ostatniej dekadzie prawie nie wchodziły do zawodu.
Nie do zarobienia
– O nas, pielęgniarkach, mówiło się tylko wtedy, gdy wychodziłyśmy na ulicę lub strajkowałyśmy na oddziałach – mówi Marta, 61 lat, pielęgniarka w jednym z mazowieckich szpitali wojewódzkich. – Zarzucano nam wtedy, że odchodzimy od łóżek pacjentów i ryzykujemy ich życie. Szkoda, że nikt nie widział tego, w jakich warunkach i za jakie pieniądze musimy sobie radzić. Marta ostatnio dostała 24 zł dodatku do pensji zasadniczej. Zarabia 2 tys. zł na rękę. A odpowiada za życie i zdrowie drugiego człowieka. Pyta: Ile jeszcze upokorzeń można znieść?
Praca pielęgniarki wygląda zwykle tak: 12 godzin dyżuru od 7 rano lub 19 wieczorem. Także w soboty i niedziele. Rano rozdzielenie lekarstw, przygotowanie do badań, pobranie krwi. Rozwiezienie śniadań. W niektórych szpitalach to wciąż zajęcie pielęgniarek. Poza tym: towarzyszenie lekarzom w obchodzie i skrupulatna realizacja ich zaleceń. Pozdejmowanie i pozakładanie opatrunków. Kolejna porcja lekarstw do rozdania oraz pierwsze wypełnianie papierów. I tak jeszcze dwa razy. – A przy tym trzeba też być bardzo uważnym i odpornym. W międzyczasie podejść do pacjenta, który niespodziewanie poprosi o pomoc, poczuje się gorzej, narzeka – mówią.