Jak wzmacniała się stal
Tomasz Wojtkiewicz o tym, czy Polacy przekonali się do rowerów
Juliusz Ćwieluch: – Co pan sprzedaje?
Tomasz Wojtkiewicz: – Ja nie sprzedaję, ja wypożyczam.
Coś pan jednak sprzedaje, skoro stać pana na takie biuro.
Powiedzmy, że sprzedaję nową filozofię życia.
A co w niej nowego?
Kapitalizm opierał się na posiadaniu. Ja jestem kapitalistą nowego typu. Przekonuję, że nie trzeba czegoś posiadać, żeby móc tego używać. To się nazywa ekonomią współdzielenia.
Komuniści też namawiali do ekonomii współdzielenia i pamięta pan, jak wyszło.
Nie wyszło, bo nie bardzo było czym się dzielić. My nie namawiamy, żeby wszystko było wspólne. Pokazujemy, że przedmioty są narzędziami, których można używać wtedy, kiedy są nam potrzebne, i nie zawsze trzeba je posiadać.
I udało się wam przekonać Polaków, że tak można?
Nie od razu.
A jak wprowadza się ekonomię współdzielenia w społeczeństwie, które cierpi na permanentny brak zaufania?
Ciężko.
Bo?
Jak już pan powiedział, po drodze mieliśmy komunizm, który zdemolował ludziom obraz świata. Jedną z głównych barier, na jakie się natknęliśmy, było podejście do posiadania i wizerunek naszej usługi.
Jaki był stosunek do posiadania?
Kompulsywny to za dużo powiedziane, ale Polacy, wyposzczeni latami ekonomii niedoborów, bardzo chcieli posiadać. Co jest zresztą zrozumiałe. Przez lata patrzyliśmy przez szybę na świat konsumpcji, a nagle wpuszczono nas do środka i się zachłysnęliśmy. Ilość i jakość posiadanych przedmiotów zaczęła być wyznacznikiem życiowego sukcesu. Każdemu marzył się dom. Pod domem samochód. Tak miało wyglądać szczęście. W takim społeczeństwie ciężko wprowadza się ideę współdzielenia.