Nie można zawstydzać matki karmiącej piersią. Sąd w Gdańsku wyznacza nowy kierunek
Nie można zawstydzać matki karmiącej piersią. Ani wymagać też od niej, aby karmiła w miejscu tak kuriozalnym jak restauracyjna ubikacja. Nie można też wyprosić karmiącej z restauracji, przerywając jej posiłek, tylko dlatego, że któryś z gości poczuje się urażony widokiem piersi. Taki wyrok wydał Sąd Apelacyjny w Gdańsku.
Sprawa była głośna. W jednej z sopockich restauracji matka chciała nakarmić niemowlę. Płakało, pierś by je uspokoiła. Rozpięła bluzkę. Dyskretnie – jak podkreśla. Wtedy podbiegł kelner, prosząc, aby „absolutnie nie robiła tego, co chce właśnie zrobić”, i wskazał toaletę jako miejsce najwłaściwsze do nakarmienia dziecka.
Ubikacja – symbol problemu
Ubikacja. To pomieszczenie mogłoby stać się symbolem owej sprawy – ale i symbolem całego problemu. Czy gdyby gościom, których uraził widok karmiącej, zaproponowano przeniesienie się z talerzami do WC, nie odebraliby tego jak zniewagę? Szykanę? Zdumiewającą gruboskórność, chęć dokuczenia im i poniżenia? Jak to więc możliwe, że w potocznym mniemaniu właśnie toaleta jest właściwym miejscem, aby jadło tam dziecko, karmione przez matkę?
A jednak kobiety nierzadko karmią dzieci właśnie w ubikacjach. W restauracjach, kinach, barach sąsiadujących z parkami, siadają na sedesach, balansując w czystszych lub brudniejszych pomieszczeniach tak, żeby rączki niemowląt nie dotykały ścian i żeby jakimś cudem utrzymać równowagę. I to jest sedno sprawy. Dyskomfort, jaki sprawiają tym kobietom spojrzenia postronnych ludzi, jest tak duży, że znoszą katusze. Karmienie piersią bez podparcia jest jak stanie na palcach jednej nogi w bucie na obcasach, a jednak niektóre matki, krańcowo zdesperowane, wolą coś takiego niż wygodne krzesło w restauracji. Jeśli choć jedna matka w Polsce wybierze toaletę jako miejsce karmienia, to znaczy, że kiepskie z nas społeczeństwo.