Czekamy do doktorów w szpitalu praskim pw. Przemienienia Pańskiego, szeleszcząc gazetami zakupionymi w pobliskim Ruchu. Dr hab. Jakub Pawlikowski z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie informuje „Nasz Dziennik”, iż osoby religijne pozostają w dużo lepszej psychosomatycznej kondycji niż ateiści, co potwierdzają prestiżowi amerykańscy eksperci od dobrobytu. Weźmy takie pobożne Podkarpackie. Nie absorbuje sobą aż tylu onkologów co sceptyczne Łódzkie. Trudno to wytłumaczyć za pomocą klasycznych determinant zdrowotnych.
Zainspirowani idziemy incognito pośród wierzących podpatrzyć, jak to robią, że mają się lepiej niż inni.
Wracając w Podkarpackie, kartkujemy Prasę Będącą – jak mówi o sobie – za Bogiem w Ojczyźnie (w tym wspomniany „Nasz Dziennik”). Znajdujemy ewidentne dowody na to, że jest najzdrowszym województwem. Nałożone na siebie – czytamy – mapy epidemiologiczne, udostępnione przez Państwowy Zakład Higieny, z mapą religijności Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego prowadzą do wniosków, iż żyje się tam średnio o trzy lata dłużej niż w sceptycznym Łódzkiem. Badacze nie potrafią powiedzieć, dlaczego Podkarpackie czterokrotnie rzadziej niż Łódzkie zapada na AIDS, stosunkowo nieczęsto na nowotwór oskrzeli, tchawicy, płuc oraz choroby wieńcowe. Dane intrygują tym bardziej, że Podkarpackie jest znacznie uboższe.
Wybitni eksperci z Ameryki, potwierdzający prozdrowotny wpływ religii na człowieka, muszą być obiektywni, skoro niemal wszyscy to ateiści. Odkryli m.in., iż cotygodniowe uczestnictwo we mszy świętej koreluje z medianą życia. Praktykujący poddani kilkuletniej obserwacji zużywają mniej tlenu, sporadycznie popadają na reumatoidalny artretyzm i depresję, a pozbawieni psychotycznego lęku przed śmiercią cieszą się lepszą przemianą materii.