Na rynku 11 Listopada w Choroszczy, w sąsiedztwie XVIII-wiecznego kościoła i XIX-wiecznych kamienic, protestują przedstawiciele Rodzimego Kościoła Polskiego. Protest składa się z jednego transparentu, czterech flag, 40 pogan, garstki Choroszczan oraz trzech radiowozów krążących wokół rynku i wypatrujących potencjalnych zagrożeń. W powietrzu wisi awantura.
Posąg Światowida od 1998 r. stał na Babiej Górze, nieopodal wsi Kościuki. Zebrani na demonstracji rodzimowiercy są kilkunastotysięczną grupą religijną, która oddaje cześć starosłowiańskim bogom, w tym Światowidowi. Między grudniem a styczniem jego posąg nagle znikł. – Żeby go podnieść, trzeba było odkręcić kilkanaście śrub, którymi przymocowano Światowida do metalowej podstawy, dźwignąć około 280 kg, znieść w nocy ze stromej góry, załadować do samochodu i wywieźć – tłumaczy Konrad Lewandowski, też rodzimowierca. Nie wierzy w oficjalną wersję, wedle której cała sprawa to chuligański wybryk.
Lista podejrzanych
Na krótkiej (nieoficjalnej) liście podejrzewanych o usunięcie Światowida są proboszcz, burmistrz i jeden z radnych. Z naciskiem na tego ostatniego. Zawiadomione o sprawie policja i prokuratura nie potwierdzają domysłów, a całą sprawę uważają za niewartą rozgłosu. – Jesteśmy legalnie działającym związkiem wyznaniowym, a jednak nie możemy liczyć na równe traktowanie – skarży się Ratomir Wilkowski, żerca (kapłan) Rodzimego Kościoła Polskiego. – Dewastacja Światowida jest dla nas profanacją miejsca kultu i stanowi zamach na naszą wiarę. Dołożymy wszelkich starań, by posąg Światowida wrócił na dotychczasowe miejsce – dodaje. Lub co najmniej równie godne.
Awanturę o Światowida wywołał w połowie grudnia radny Choroszczy Jan Czarniecki.