Co się kryje pod kapeluszem?
Współtwórca programu 500+ ocenia jego słabe i mocne strony
Joanna Cieśla: – Według Głównego Urzędu Statystycznego aktywność zawodowa młodych kobiet jest najniższa od 19 lat. Eksperci oceniają, że to skutek programu 500+, w którym za niski jest próg dochodów uprawniających do zasiłku na pierwsze dziecko. Pan – jeden z pomysłodawców tego programu – pisze dziś, że pieniądze z 500+ powinny trafiać tylko do rodzin pracujących i posiadających dzieci.
Julian Auleytner: – Tak. Choć jednocześnie uważam, że nie ma nic złego w przejściowym wycofaniu się jednego z rodziców z rynku pracy na czas wychowania dzieci. Bezrobocie nie jest obecnie na tyle duże, by stanowiło to zagrożenie. Przy czym to, który rodzic się wycofuje, powinno być ustalone w rodzinie, a nie narzucone przez państwo. Ale co do zasady, zasiłek 500+ powinien trafiać do rodzin pracujących, a nie tych, które są wyłącznie wspierane przez pomoc społeczną. Stwarzałoby to motywację do znalezienia pracy dla osób ustawicznie żyjących z tej pomocy. To świadczenie nazywa się wychowawczym i powinno służyć inwestowaniu we własne dzieci, być wsparciem dla rodziny w wychowaniu przyszłego podatnika. Takie jest jego zadanie, zupełnie nie wiadomo, dlaczego zostało ulokowane w systemie pomocy społecznej.
W jaki inny sposób mogłoby być wypłacane?
Przez szkoły. Pozwoliłoby to zintegrować je z rodzicami w procesie wychowania. Dziś ta integracja jest bardzo słaba, kontakty rodziców ze szkołami często mają charakter konfliktów. Wypłata takich zasiłków wymusiłaby współpracę i pozwoliła położyć nacisk na edukacyjny sens tego programu finansowego. Oczywiście zaraz pojawiłby się nieuchronny w podobnych sytuacjach zarzut, że „nie ma do tego aparatu”, ale już teraz w szkołach realizowane są rozmaite programy dożywiania itd.