Oficjalna nazwa ciała powołanego przez radę pod koniec stycznia brzmi: „Komisja doraźna do spraw stwierdzenia spełniania warunków do sprawowania mandatu przez radnych Rady Miasta Bydgoszczy”. Ale któż by to spamiętał? Ludzie mówią więc o komisji śledczej do spraw sypialni małżeńskiej albo komisji sprawdzającej, kto gdzie sypia, albo jeszcze inaczej – do spraw „uchodźców”. Chodzi bowiem o rajców, którzy pokupowali mieszkania oraz pobudowali domy w ościennych gminach. I powstało podejrzenie, że choć do rządzenia Bydgoszczą zostali wybrani, to nocami zdradzają metropolię z podbydgoskimi wioskami.
Rozmowy na ringu
Wieść gminna niesie, że problem „uchodźstwa” jest znany w Bydgoszczy od dawna. Dotyczył radnych różnych opcji i nikt go nie tykał. Jedni mówią o tajemnicy poliszynela, zmowie milczenia, inni o życiowym podejściu do sprawy, bo wiadomo, mieszkania w podmiejskich gminach są tańsze. Te parę kilometrów w jedną czy drugą nie robi różnicy, jeśli rajca jest zaangażowany w sprawy miasta i dobrze służy wyborcom. Krążą opowieści, że był taki radny, obecnie poseł PiS, który miał do Bydgoszczy ponad 50 km. I nikt nie robił z tego problemu.
Ów status quo naruszyła rok temu afera Rafała Piaseckiego, wtedy radnego PiS. Gnębiona psychicznie i fizycznie żona Piaseckiego zdecydowała się upublicznić nagrania scen z życia rodzinnego (wyzwiska, groźby, odgłosy szamotaniny). Było o tym głośno na całą Polskę. Piaseckim zajęła się prokuratura, a rajcy PO i SLD zażądali, by bohater afery zrezygnował z mandatu radnego. W kwietniu 2017 r. radny Jakub Mendry (SLD Lewica Razem) przyniósł na uroczystą sesję rady miasta rękawice bokserskie. W lokalnych mediach mówił: „Pan Piasecki jest damskim bokserem. Niech założy rękawice i zmierzy się z innym godnym przeciwnikiem”.