W poniedziałek jest pomidorowa z makaronem. Z wyliczeń Fundacji Daj Herbatę wychodzi, że porcja kosztuje 50 gr. Ale na jednej zazwyczaj się nie kończy. Zupa działa kojąco na synapsy, kojarzy się z domem. Szybko rozgrzewa. Jest łaskawa dla układu pokarmowego tych, co nie potrafią lub nie chcą się wyzerować. Specjalnie proszą, żeby nalewać bez gęstego.
W poniedziałek nalewa się ją prosto z 40-litrowego gara. Dostarczająca zupę Katarzyna Nicewicz wcześniej rozdawała gorącą herbatę i kanapki. Ale zaczęło się od papierosa. Wtedy nie skończyła jeszcze resocjalizacji, nie była nauczycielką ani prezeską Fundacji Daj Herbatę. Pracowała w sklepie z torebkami w przejściu podziemnym pod Centralnym. Paliła przy schodach. Ktoś, po kim widać było, że ma problemy, zapytał o gorącą herbatę. I się zaczęło. Piąty rok stoi z zupą. Co poniedziałek – jest przy ul. Emilii Plater, obok Dworca Centralnego. Ta obecność z zupą w stałym miejscu, zawsze o tej samej porze, to jedyna pewna rzecz w życiu ludzi, którzy tu przychodzą.
We wtorek ogórkowa. Oprócz stałej obecności ważne jest też bycie razem. Gesty, uściski, kontakt wzrokowy, pamięć szczegółów. Ten, kto przychodzi po zupę, przestaje czuć się niewidzialny. Twarze oraz imiona tych, którzy ją przywożą, są jak bojki ratunkowe, rozstawione w przestrzeni trudnego tygodnia. – Nie możecie się, k..., uspokoić, żeby choć raz, w święto, spokojnie zjeść? Niepełnosprawnego będziesz bił? – Wojtek (lat 54, od dwunastu bez domu, nocuje gdzie bądź) ustawia tych, którym od trudów życia iskrzą nerwy.
Z wtorkiem jest inaczej. W listopadzie został zagospodarowany przez grupę, która ogłasza się w internecie hasłem #pomocnieodswieta. Zupy nie gotuje, kupuje ją w barze mlecznym w Śródmieściu.