Ministerstwo Zdrowia od dwóch lat nie wysyła Polkom zaproszeń na badania profilaktyczne w kierunku nowotworów. Przyczyną jest bałagan w przepisach. Pytanie, ile kobiet, które powinny były się zbadać, nie poszło do lekarza na czas.
11 lat temu wprowadzono w Polsce Populacyjny Program Profilaktyki i Wczesnego Wykrywania Raka Szyjki Macicy. Planowano objąć nim ok. 8 mln kobiet w wieku 29–59 lat, czyli tych najbardziej narażonych na zachorowanie. Ale program miał niską efektywność, a do tego – jak pisze „Rzeczpospolita” – okazuje się, że Ministerstwo Zdrowia nie miało prawa wykorzystywać niektórych narzędzi. Co w zamian? Problem w tym, że niewiele.
Polki wyrzucają zaproszenia do kosza
Jednym z pomysłów resortu zdrowia było wysyłanie imiennych zaproszeń do kobiet zagrożonych zachorowaniem. W ubiegłym roku ministerstwo pochwaliło się, że dzięki programowi zgłaszalność na badania cytologiczne wzrosła z niecałych 13 proc. (2006) do ponad 42 proc. (2015).
Problem w tym, że w odpowiedzi na list na badanie zgłaszała się tylko co piąta kobieta. Już kilka lat temu NFZ załamywał ręce: koszty wysyłki są ogromne, a skuteczność niewielka.
Bo choć ministerstwo chwali się ponad 42-proc. zgłaszalnością, to jest to suma dwóch składowych. Mniej niż połowę badań wykonano w ramach programu przesiewowego, bo kobiety zgłaszają się na cytologię głównie podczas rutynowych wizyt, w ramach opieki ambulatoryjnej. A także prywatnie – badania cytologiczne wykonane odpłatnie, za parawanami prywatnych gabinetów, są dla systemu niewidzialne.
Po co więc monitować kobiety, które i tak się badają?