W 1980 r. „American Psychologist” wydrukował artykuł Roberta Zajonca pod prowokacyjnym tytułem „Uczucia a myślenie: Nie trzeba się domyślać, by wiedzieć, co się woli” („Feeling and thinking: Preferences need no inferences”). Tekst wywołał burzę w środowisku psychologów i ożywił na nowo dyskusję, czy pierwotne są emocje, czy poznanie? Czy i kiedy jesteśmy w swych sądach zależni jedynie od procesów poznawczych (czyli w domyśle racjonalni), a na ile nasze sądy poprzedzane są nieświadomym działaniem procesów afektywnych (uczuciowych, emocjonalnych)?
W swoim artykule Zajonc dowodził, że emocje mogą wpływać na procesy poznawcze i – co więcej – na nasze sądy (opinie, mniemania, poglądy). Ponieważ wyniki przeprowadzonych przez autora badań okazały się dla nauki psychologii emocji rewolucyjne, choć jeden z eksperymentów warto omówić dokładniej.
W badaniu wzięło udział 36 osób podzielonych losowo na dwie grupy: eksperymentalną i kontrolną. Obie grupy poinformowano, że zostanie im przedstawiony zestaw 45 ideogramów (znaków chińskiego alfabetu); zadaniem każdej z osób będzie ocena na pięciostopniowej skali, czy oglądany ideogram jej się podoba, czy nie. W grupie eksperymentalnej pokaz poprzedzano prezentacją fotografii twarzy uśmiechającej się lub wyrażającej gniew. Fotografia pojawiała się na ekranie jedynie przez 4 milisekundy (ms) – w tzw. warunkach suboptymalnych (gdy bodziec nie może być zarejestrowany świadomie przez osobę badaną). Następnie wyświetlano przez 2 tys. ms (2 sekundy) ideogramy w warunkach optymalnych (gdy osoba badana świadomie rejestruje bodźce). Grupa kontrolna miała natomiast inne czasy ekspozycji: twarze (bodźce poprzedzające) wyświetlane były przez 1 tys. ms (1 s), a ideogramy przez 2 tys. ms (2 s).
Uzyskane rezultaty w pełni potwierdziły założoną hipotezę Zajonca: bodźce poprzedzające, w postaci wyrazów twarzy prezentowanych w ciągu zaledwie 4 ms, wywoływały istotne zmiany w preferencjach badanych co do ideogramów; jako bardziej podobające się wybierane były te poprzedzane twarzą uśmiechniętą, a jako najmniej podobające te, które poprzedziła twarz z wyrazem mimicznym złości. Natomiast te same bodźce poprzedzające prezentowane w optymalnym czasie ekspozycji nie miały wpływu na wybory badanych. Świadome przetwarzanie bodźców pozwalało zatem na w pełni racjonalne wybory.
Wyniki tego i wielu jeszcze innych eksperymentów przeprowadzonych przez Zajonca i jego zespół ujawniły istnienie niezależnych podstaw dla procesów afektywnych i procesów poznawczych oraz wykazały pierwszeństwo afektu nad poznaniem. Wskazały zupełnie nowe drogi myślenia o roli emocji w życiu człowieka. Pokazały też, że można bardzo sprytnie, w sposób niedostrzegalny dla odbiorcy, manipulować jego umysłem, wykorzystując pozapoznawcze mechanizmy aktywizacji afektu, które następnie nadają kierunek naszemu poznawaniu świata i podejmowaniu decyzji.
Wpłynęło to na następujące rozumienie emocji: (1) Emocja jest wynikiem nieświadomej lub świadomej oceny zdarzenia jako istotnie wpływającego na cele lub interesy podmiotu. (2) Istotą emocji jest uruchomienie gotowości do realizacji programu działania. (3) Emocja jest zwykle doświadczana jako szczególny rodzaj stanu psychicznego i jest to wówczas uczucie. (4) Emocji towarzyszą lub następują po niej zmiany somatyczne, w tym ekspresje mimiczne i zachowania, (reakcje behawioralne). Zaś uczucia są pochodną emocji i powstają po tym, jak mózg przeprowadzi analizę zmian fizjologicznych w organizmie. O uczuciach dowiadujemy się z relacji osoby doświadczającej i jest to w pełni proces wewnętrzny i całkowicie indywidualny.
Stało się jasne – przynajmniej dla dużej części badaczy – że człowiek jest jednością psychosomatyczną, w której trudno określić to, co duchowe, i to, co fizyczne. Antonio Damasio w książce pod prowokacyjnym tytułem „Błąd Kartezjusza” napisał wprost o błędzie kartezjańskim psychologii: rozdział na pierwiastek duchowy (umysł) i cielesny (emocje) uniemożliwił zrozumienie wielu zjawisk w obrębie psychologii emocji. Wyraża to prowokacyjne pytanie Woody’ego Allena: „Czy istnieje rozdział między duszą i ciałem? A jeśli tak, to które z nich lepiej jest mieć?”.
Badacze natury emocji musieli teraz zadać pytania o charakterze fundamentalnym: Czy jesteśmy zniewoleni w swym racjonalnym myśleniu i działaniu przez nieświadomie przebiegające procesy afektywne? Czy jesteśmy istotami racjonalnymi, czy może racjonalizującymi, jak pewnie chciałby Zygmunt Freud?
Racjonalny, czyli jaki?
Częściowej przynajmniej odpowiedzi na tak sformułowane pytanie udzielił neurolog Antonio Damasio. Wraz z żoną Hanną specjalizuje się w dziedzinie badań neurologicznych zaburzeń umysłu i zachowań. Badacz ten ukazuje całkiem nowy obraz tego, co nazywamy racjonalnością. Uważa, że działanie popędów biologicznych, stanów ciała oraz emocji jest prawdopodobnie konieczną podstawą racjonalności. Dzieje się to za pośrednictwem tzw. markerów somatycznych. Przez całe życie jednostka przeżywa różnorakie stany emocjonalne, które są odpowiedziami organizmu na sytuacje, w jakich się znajdujemy. Towarzyszą im wszelkiego rodzaju odczucia trzewne, które można traktować jako czysto biologiczne odzwierciedlenie tych stanów. (Trzewia to narządy wewnętrzne położone w jamie brzusznej, piersiowej i miedniczej, m.in. żołądek, wątroba, nerki, serce, płuca, pęcherz moczowy itd.). Gdy na myśl przychodzą złe skutki danej decyzji – doświadczamy nieprzyjemnego uczucia w trzewiach. Odczucie to odnosi się do sygnałów płynących z ciała, ale sygnalizuje pojawienie się określonego, subiektywnie doświadczanego uczucia. Zjawisko to nazwane zostało właśnie markerem somatycznym.
Markery upraszczają cały proces decyzyjny, dostarczając umysłowi podpowiedzi w postaci stanów emocjonalno-somatycznych, które są wskazówką ukierunkowującą pracę psychiki na takie, a nie inne rozwiązanie. Co więcej, wzmagają uwagę i pamięć operacyjną, zwiększając jeszcze prawdopodobieństwo trafności i efektywności decyzji. Można powiedzieć, że markery somatyczne to specjalne rodzaje uczuć generowanych na podstawie emocji. Te emocje i uczucia zostały połączone w procesie uczenia się z przewidywalnymi skutkami różnych scenariuszy rozwoju wypadków. Gdy negatywny marker somatyczny (związany z doświadczeniem emocji negatywnej) zostaje zestawiony z określonym skutkiem działania, staje się dzwonkiem alarmowym. Kiedy natomiast dokona się takiego zestawienia z markerem pozytywnym (emocje pozytywne), staje się on bodźcem zachęty.
Emocje tworzą więc różne nastawienia psychiczne, które mogą mieć znaczenie przy rozwiązywaniu wielu problemów – od bardzo prostych po bardzo skomplikowane. Oznacza to w istocie, że różne emocje kształtują odmienne style przetwarzania informacji. Emocje pozytywne tworząc radosny nastrój, pobudzają nastawienie psychiczne użyteczne w trakcie wykonywania zadań twórczych. Emocje negatywne, zwłaszcza niepokój czy smutek, wzbudzają nastawienie psychiczne, w którym problemy rozwiązywane są wolniej i więcej uwagi poświęca się szczegółom.
Rozważmy to na prostym przykładzie osoby, która od niedawna ma prawo jazdy. Na początku odbiera jazdę samochodem jako doświadczenie, które związane jest raczej z emocjami negatywnymi – niepokojem i strachem – wynikającymi z braku doświadczenia. Emocje te wyzwalają ostrożność, asekurację i koncentrację na szczegółach w trakcie jazdy, co oczywiście spotyka się z negatywnymi reakcjami innych użytkowników drogi, wzmacniając działanie markera somatycznego. W toku nabywania umiejętności i doświadczenia jednostka dysponuje już markerami somatycznymi związanymi zarówno z emocjami negatywnymi jak i pozytywnymi. Taka płynna wymiana informacji oznakowanych afektywnie pozwala na trafne decyzje w pełni zautomatyzowane w trakcie jazdy lub parkowania. Utrwalone wewnętrzne stany (markery somatyczne) podpowiadają, jak się zachować w danej sytuacji.
Przedstawiony przykład obrazuje nam działanie markerów w sytuacji dosyć prostej. Natomiast o wiele bardziej jest to złożone, gdy dotyczy sytuacji społecznych. Wiadomo, że dzieciństwo jest okresem krytycznym dla tworzenia się zasadniczych umiejętności emocjonalnych, ważnych dla naszego dalszego funkcjonowania. W tym czasie mózg rozwija złożone struktury w bardzo szybkim tempie, a uczenie się umiejętności emocjonalnych przychodzi dużo łatwiej niż kiedykolwiek później. W okresie dojrzewania najbardziej intensywnie umacniają się ważne połączenia nerwowe, dojrzewają pola mózgu mające decydujące znaczenie dla życia emocjonalnego. W modelowaniu tych połączeń czynną rolę odgrywają powtarzające się stale w okresie dzieciństwa sposoby kierowania emocjami. Jak pisze Daniel Goleman, nabyte w dzieciństwie scenariusze zachowań zostają utrwalone w podstawowych połączeniach synaptycznych sieci nerwowej i dlatego jest je później trudno zmienić.
Carolyn Saarni, autorka teorii kompetencji emocjonalnych, pokazuje nam, w jaki sposób można pracować z dziećmi, aby wykształcić w nich wysoki poziom tych kompetencji.
Reguły rozwoju emocjonalnego
Rodzice jako pierwsi pomagają dzieciom w identyfikowaniu emocji, ich akceptacji czy ich wiązaniu z sytuacjami społecznymi. Spójne lub niespójne komunikaty z ich strony mają wpływ na wykształcenie wysokich (niskich) umiejętności związanych z trafnym wyrażaniem i odczytywaniem przekazów emocjonalnych. Proponuję, aby rodzice potraktowali wskazania Carolyn Saarni jako poradnik rozwoju emocjonalnego dzieci, natomiast w odniesieniu do siebie – jako test sprawdzający, jak sami zostali wychowani i jak sobie radzą z własnymi emocjami.
Zasada 1: Czuję
Świadomość stanów emocjonalnych – od bardzo prostych po złożone, związane z licznymi emocjami o różnych znakach i natężeniu, oraz świadoma akceptacja tego, że niekiedy uczucia mogą mieć własne, niedostępne nam elementy i dynamikę. Umiejętność ta powstaje na bazie wrodzonych wzorów ekspresji emocjonalnej, lecz warunkiem jej pojawienia się jest uprzedni rozwój Ja. Dwulatki potrafią nazywać proste uczucia oraz opisywać stany emocjonalne, których oczekują. Świadomość doświadczania różnych lub sprzecznych emocji może pojawiać się w wieku 5–6 lat albo dopiero w późnym dzieciństwie.
Zasada 2: Rozumiem
Umiejętność rozróżniania emocji przeżywanych przez innych oraz wyrazów twarzy, których znaczenie częściowo opiera się na przekazach kulturowych. Już dzieci w wieku dwóch lat potrafią prawidłowo połączyć mimikę podstawowych emocji, tzn. strachu, złości, wstrętu, smutku, radości i zdziwienia, z odpowiednimi określeniami, choć same nie są w stanie tych określeń wypowiadać. Rozumieją też, jaka sytuacja najprawdopodobniej towarzyszyć będzie danej emocji. Z kolei czterolatki potrafią wskazywać te rodzaje sytuacji, które idą w parze z określonymi prostymi zespołami emocji. Niemal bezbłędnie odczytują wyrazy twarzy odpowiadające podstawowym emocjom. Bezbłędne wnioskowanie z wyrazów mimicznych o emocjach charakterystyczne jest dla pięcio- i sześciolatków. Co więcej, dzieci w tym wieku znają różne czynniki wpływające na emocje, doświadczane przez siebie i przez innych. Te naturalne umiejętności mogą ulec zaburzeniu wtedy, gdy dzieci są molestowane fizycznie, psychicznie lub seksualnie. Określa się je mianem dzieci z problemami emocjonalnymi, co oznacza, że mają trudności (lub wręcz tego nie potrafią) ze zrozumieniem powiązań pomiędzy wyrazem twarzy a emocją, wyrażaniem za pomocą mimiki swoich emocji oraz rozpoznawaniem innych sposobów ekspresji emocji.
Zasada 3: Nazywam
Zdolność do opisu emocji, w tym ekspresji mimicznej i pantomimicznej, za pomocą określeń wspólnych kulturowo lub charakterystycznych dla danej subkultury. Pierwsze słowa dotyczące emocji dzieci wypowiadają ok. 20 miesiąca życia. Do dziesięciu najwcześniej przyswajanych zaliczono: śpiący, głodny, dobry, szczęśliwy, czysty, zmęczony, smutny, przestraszony, zajęty, cichy. Natomiast w dziesiątce słów najpóźniej przyswajanych znalazły się: rozśmieszany, zagrożony, znużony, odrzucony, beztroski, nieskrępowany, zazdrosny, napięty, dominujący i pobudzony. W wieku 3–4 lat dzieci bardzo dobrze rozumieją słowa z zestawu 125 określeń odnoszących się do emocji najczęściej występujących w tej grupie wiekowej. Naturalna kompetencja, którą posiadamy jako dzieci, z czasem ulega zaburzeniu i możemy stać się nie tylko analfabetami funkcjonalnymi, ale też emocjonalnymi, czyli aleksytymikami.
Zasada 4: Widzę i rozumiem innych
Zdolność do akceptacji tego, że można wpływać na stan emocjonalny drugiej osoby, co oznacza świadome wykorzystywanie w tym celu strategii autoprezentacyjnych. Dzieci w wieku przedszkolnym mają świadomość, że mogą odegrać pewną rolę w zmianie czyjegoś stanu emocjonalnego, choć nie potrafią jeszcze wyjaśnić, dlaczego jest ona dla nich pożądana. Umieją jednak kierować własną ekspresją tak, aby uzyskać zamierzony cel. Dzieciom z zaburzeniami emocjonalnymi trudno zrozumieć, że wewnętrzny stan emocjonalny i jego zewnętrzna ekspresja mogą się od siebie różnić. W efekcie nie potrafią zmieniać swojej mimiki tak, aby nie zranić drugiej osoby.
Zasada 5: Przewiduję
Świadomość tego, że bezpośrednia relacja emocjonalna, jej wzajemność i symetryczność kształtują naturę związków między ludźmi. Dziewięcio- i dziesięciolatki posługują się naiwnymi teoriami emocji, które w dużej mierze odzwierciedlają to, co słyszą od bliskich, tzn. rodziców i opiekunów. Stanowią one podstawę do określenia, czy ujawnianie emocji lub ich symulacja są w danej sytuacji korzystne. Dzieci w wieku 13–14 lat uważają, że symulowanie emocji może świadczyć o braku wrażliwości w relacjach interpersonalnych. Nośnikiem skryptów (wzorców) emocjonalnych są rodzice, oni też wyznaczają granice szczerości w ekspresji emocji. Im bardziej akceptują i rozumieją, tym większe szanse dają dziecku na zrozumienie i poznanie siebie. Karanie za autentyczne emocje w istocie prowadzi do zafałszowanych relacji.
Zasada 6: Mam zaufanie do siebie i swoich uczuć
Zdolność do emocjonalnej samowystarczalności: osoba postrzega siebie jako trafnie odczuwającą, niezależnie od tego, jakiego znaku i o jakim natężeniu są towarzyszące jej emocje. Poczucie emocjonalnego sprawstwa czy skuteczności oznacza, że osoba akceptuje swoje emocjonalne doświadczenia, zarówno wyjątkowe, jak i konwencjonalne. Oznacza to, że żyje zgodnie ze swoją osobistą teorią emocji wtedy, gdy emocje towarzyszące w danej sytuacji uważa za właściwe i zgodne z Ja oraz za przydatne z adaptacyjnego punktu widzenia. Stąd przeżywanie nieprzyjemnych emocji ma swoje adaptacyjne uzasadnienie. Osoby przekonane o własnej skuteczności emocjonalnej wiedzą także, jak radzić sobie z negatywnymi emocjami poprzez regulowanie ich intensywności, czasu trwania lub częstotliwości występowania. Są także przekonane, że ich działania w tym względzie będą efektywne i w związku z tym z łatwością znoszą walkę z emocjami o ujemnym znaku. Traktowanie takich emocji jako ważnego źródła informacji powoduje, że osoba nie traci kontroli i refleksji nad własnym życiem emocjonalnym. W procesie tworzenia tej umiejętności ważny jest stopień równowagi w życiu emocjonalnym człowieka – oznacza to, że współwystępują ze sobą emocje pozytywne i negatywne oraz spontaniczna i symulowana ekspresja. Wyniki badań pokazują, że dopiero dzieci w wieku 12–13 lat są zdolne do odczuwania niemal w tym samym czasie różnych emocji wobec tego samego obiektu, bez poczucia konfliktu wewnętrznego rozbijającego integrację psychiczną.
Podsumowując, Carolyn Saarni traktuje rozwój jako proces ciągły, w którym osiągnięcia etapu poprzedzającego znajdują swoje odzwierciedlenie w etapie następnym. Dzięki asymilacji i akomodacji doświadczenie emocjonalne podlega ciągłym zmianom. Rozwój emocjonalny rozumie ona jako proces zaczynający się w momencie urodzenia i trwający do wczesnej dorosłości. Autorka – biorąc za punkt wyjścia perspektywę poznawczej psychologii rozwojowej – rozwija model różnicowania doświadczenia emocjonalnego i pokazuje w ten sposób drogę, jaką przechodzi dziecko, aby wykształcić w sobie dane kompetencje emocjonalne. Nietrudno zauważyć, że posiadanie w stopniu wysokim kompetencji emocjonalnych idzie w parze ze zdolnością do złożonej regulacji emocji.
Od strony neuroanatomicznej oznacza to, jak wykazują badania Josepha LeDoux, więcej połączeń między strukturami układu limbicznego odpowiedzialnego za pobudzenie emocjonalne a strukturami przedczołowymi odpowiedzialnymi za wnikliwą samoregulację i kontrolę emocji. Miejsce to traktowane jest jako arena zderzenia poznania i emocji. Niejednokrotnie mówi się, że obszar ten to menedżer emocji. Im więcej zatem połączeń między poszczególnymi obszarami, a dzieje się tak wówczas, gdy aktywnie przeżywamy to, co się z nami dzieje – tym mamy większe szanse na to, aby być osobami nie tylko inteligentnymi poznawczo, kierującymi się żelazną logiką i umysłem, ale inteligentnymi emocjonalnie, traktującymi emocje jako źródło wiedzy i samopoznania. Im inteligentniej emocjonalnie funkcjonujemy w rzeczywistości społecznej, tym większe prawdopodobieństwo odnoszenia sukcesów życiowych – nasze markery somatyczne działają wówczas bezbłędnie, znakując istotne wydarzenia zgodnie z ich znaczeniem w danym kontekście. I wówczas w pełni uzasadnione jest twierdzenie autorstwa Tomkinsa: „Połączenie rozumu z afektem daje jasność obdarzoną pasją. Rozum bez afektu byłby bezsilny, afekt bez rozumu byłby ślepy”.
Podejmowanie ryzyka: eksperyment hazardowy
Cytowany już Antonio Damasio uważa, że markery somatyczne umiejscowione są właśnie w obwodach neuronowych znajdujących się w korze przedczołowej, dokładnie tych samych, które wcześniej zostały nazwane menedżerem emocji. Damasio założył, że o takiej właśnie roli tej struktury mózgu najlepiej przekonać się możemy obserwując, jak funkcjonują pacjenci z jej uszkodzeniami. W tym celu zaprojektował i przeprowadził bardzo pomysłowy eksperyment.
Wybrano dwie grupy badanych: osoby zdrowe i z uszkodzeniem płatów przedczołowych. Każdy z uczestników otrzymał cztery talie kart A, B, C, D oraz kredyt w wysokości 2 tys. dol. Instrukcja brzmiała następująco: odkrycie dowolnej karty jest równoznaczne z wygraniem pewnej sumy pieniędzy. Jednak odkrycie niektórych innych kart będzie wiązało się z koniecznością zapłacenia pewnej kwoty. Prowadzący grę nie ujawniał wysokości ewentualnych wygranych ani strat, nie zdradzał też rozkładu talii i kart. Wysokość wygranej lub przegranej kwoty była znana dopiero w chwili odkrycia danej karty. Grający mogli prowadzić rachunek zysków i strat wyłącznie w pamięci. Eksperyment został więc skonstruowany w taki sposób, że wiedzę o możliwych scenariuszach gry i rachunek zysków oraz strat uczestnik zdobywał w trakcie gry.
Reguły niedostępne dla grających wyglądały następująco: odwrócenie kart z talii A i B oznaczało wygraną 100 dol., ale wybór niektórych to przegrana nawet 1250 dol.; odwrócenie kart z talii C i D oznaczało wygraną rzędu 50 dol., a wybór niektórych to przegrana 100 dol.
Strategie ludzi zdrowych wyglądały następująco: początkowo wybierali karty z wszystkich talii, potem preferowali A lub B. Następnie skłaniali się ku taliom C i D, z rzadka ciągnąc z A i B. Zdecydowanie przeważała u nich taktyka bezpieczna.
Strategie ludzi z uszkodzeniami płatów czołowych wyglądały zdecydowanie inaczej: początkowo wybierali karty z wszystkich talii, następnie systematycznie z A lub B, a coraz mniej z C i D. Mimo wyższych stałych wygranych bardzo wysokie kary doprowadzały do bankructwa w połowie sesji i zmuszały do wzięcia następnego kredytu od prowadzącego eksperyment. Hipotezy wyjaśniające te wyniki brzmiały: (1) pacjenci nie są wrażliwi na karę, wzmacniająco działa jedynie nagroda; (2) uwrażliwienie na nagrodę obniża percepcję kary; (3) są wrażliwi na karę i na nagrodę, ale brak powiązania kary i nagrody z markerem somatycznym powoduje, że preferują opcje, które przynoszą natychmiastową nagrodę. Brak markera somatycznego powoduje brak przewidywania przyszłych skutków własnych wyborów.
Eksperyment powtórzono, ale tym razem badani z obu grup zostali podłączeni do poligrafu – urządzenia mierzącego reakcje fizjologiczne organizmu. W ciągu kilku sekund od momentu otrzymania za wyciągnięcie danej karty nagrody lub zapłacenia za nią kary podlegali działaniu bodźca, reagując na niego zmianą przewodnictwa skórnego.
Osoby zdrowe w czasie bezpośrednio poprzedzającym wybór karty ze złej talii reagowały zmianą przewodnictwa skórnego. Wielkość reakcji rosła w miarę trwania gry. Oznacza to, że mózg każdej z nich dowiadywał się czegoś istotnego o bieżącej sytuacji i usiłował z wyprzedzeniem sygnalizować, które wybory mogą okazać się w przyszłości niekorzystne. Natomiast osoby z grupy z uszkodzonymi płatami czołowymi nie wykazywały reakcji poprzedzających, a zatem nic nie wskazywało na to, by ich mózg przewidywał negatywne skutki wyboru. Reagowały one na bodźce pojawiające się w danej chwili, ale nie wtedy, jeśli reakcję miała wyzwolić umysłowa reprezentacja czegoś związanego z bodźcem, lecz niedostępnego bezpośredniej percepcji. Metaforycznie zachowanie to zostało nazwane następująco: z oczu, lecz nadal w głowie, choć nie w myślach.
Czytelnik zapyta, jaki to ma związek z emocjami tzw. zwykłego człowieka? Otóż kiedy ignorujemy sygnały płynące z ciała lub dokonujemy emocjonalnej nadinterpretacji bądź wykazujemy deficyty w kompetencjach emocjonalnych, zachowujemy się podobnie do pacjentów z uszkodzonymi płatami czołowymi. Różnica polega na tym, że wprawdzie nie mamy tych okolic mózgu uszkodzonych, ale nie są też one wystarczająco zaktywizowane, abyśmy nie popełniali błędów. To nas prowadzi do ostatniego pytania:
Czy istnieją emocjonalni analfabeci?
Ingmar Bergman jest twórcą, który upodobał sobie bohaterów o wyraźnych rysach aleksytymicznych. Pisząc o takich ludziach użył, podobnie jak psychologowie, terminu analfabetyzm emocjonalny na określenie następujących zaburzeń: (1) trudności w identyfikacji i różnicowaniu uczuć od doznań cielesnych, (2) trudności w opisywaniu oraz komunikowaniu przeżywanych uczuć, (3) ograniczenia w zakresie wyobraźni, (4) operacyjny styl myślenia.
Typowe dla aleksytymika jest nie tylko to, że mało wie on na temat swojego życia uczuciowego, ale dodatkowo tendencja do przypisywania innym odpowiedzialności za ten stan oraz przekonanie, iż jednostka sama musi radzić sobie ze swoimi problemami. Aleksytymicy tak długo, jak to jest tylko możliwe, ukrywają własne zaburzenia, ukrywają je także przed sobą.
Chociaż więc syndrom aleksytymii występuje zdumiewająco często, to z powodu wspomnianego świetnego maskowania dopiero fachowa wiedza psychologiczna pozwala na diagnozę zaburzenia. Testy przeprowadzone na szeroką skalę w Finlandii wykazały, że aleksytymia dotyczy 10 proc. kobiet i aż 17 proc. mężczyzn. W Polsce od 1998 r. z Tomaszem Maruszewskim prowadzę badania nad syndromem aleksytymii i sytuacja wygląda bardzo podobnie. Jeżeli dodamy do tego, że ten typ zaburzeń kojarzony jest z genezą zaburzeń psychosomatycznych, do których zalicza się m.in. choroby układu krążenia, i że ponad 50 proc. wszystkich zgonów w Polsce jako przyczynę ma zawał serca, to sytuacja wydaje się warta co najmniej zastanowienia. Jeden z czołowych badaczy zjawiska Bob Bermond dokonał podziału syndromu aleksytymii na 3 podtypy, zależnie od głębokości zaburzeń. U podłoża aleksytymii typu 1 leżą wszystkie wymienione wcześniej zaburzenia. Natomiast od strony neuroanatomicznej – zaburzenia w funkcjonowaniu kory oczodołowej i kory przedczołowej. Stan taki spowodowany jest m.in. obniżeniem poziomu dopaminy w tych rejonach. Dodatkowo występują również zaburzenia funkcjonowania spoidła przedniego. Nie oznacza to, że mózgi osób z wysokim poziomem aleksytymii nie rejestrują sygnałów będących nośnikami emocji. Michael Huber badał za pomocą tomografu pozytronowego, jakie obszary mózgu aleksytymików były aktywne w trakcie przypominania sobie emocjonalnie przełomowych sytuacji z życia. Okazało się, że układ limbiczny – najważniejszy ośrodek przetwarzania emocji – nie wykazywał żadnej reakcji. Natomiast pobudzeniu ulegał rejon położony w płacie czołowym, odpowiadający za tłumienie emocji.
Problem z tą postacią zaburzeń nie polega więc na samej rejestracji bodźców, ale na ich dopuszczeniu do dalszej świadomej analizy i obróbki poznawczej. Wyniki te zdają się potwierdzać hipotezę o tym, że aleksytymia nie jest wrodzona, lecz nabyta i to już we wczesnym okresie życia. To swoisty pancerz, w którym człowiek zamyka się na przykład po traumatycznych doświadczeniach, a to oznacza, że pozbawiony jest na poziomie świadomym dostępu do fizjologicznych korelatów emocji (markerów somatycznych według Damasio). Sprawia wrażenie osoby z gruntu zimnej. Pamiętajmy jednak o tym, że emocja nieuświadomiona i niewyrażona to swoista bomba fizjologiczna, która tyka w organizmie i wybuchnie w najmniej oczekiwanym momencie w postaci niekontrolowanego wybuchu gniewu, może też przyjąć postać depresji lub innych zaburzeń emocjonalnych.
Mniej zaawansowaną postać aleksytymii (typ 2) Bob Bermond wiąże z zaburzeniami transmisji międzypółkulowej w spoidle wielkim. Za odbiór i ekspresję bodźców emotogennych odpowiada półkula prawa naszego mózgu, natomiast nazywanie emocji to już domena półkuli lewej. Zaburzenia transferu oznaczają zatem brak umiejętności nazywania przeżyć emocjonalnych lub ubogie słownictwo. Upośledzenie dotyczy wykorzystania procesów poznawczych biorących udział w regulacji emocjonalnej i wiąże się z zaburzeniami identyfikowania przyczyn emocji. Najczęściej obwiniamy wówczas innych za to, że nas sprowokowali, zezłościli („nawet święty by zareagował!”). Problem polega na tym, że także źródeł przeżyć pozytywnych osoby takie szukają na zewnątrz. Są więc podatne na komunikaty, które metaforycznie można nazwać, używając znanego sloganu reklamowego „podaruj sobie odrobinę luksusu, jesteś tego wart/a”. Brak odróżniania fizjologii emocji od fizjologii organizmu przekłada się na zupełny brak orientacji w sygnałach wysyłanych przez ciało, np. osoba taka nie potrafi odróżnić skurczy żołądka sygnalizujących głód od tych, które sygnalizują, że stłumiła złość. Stąd w wielu sytuacjach mylnie interpretuje sygnały płynące z żołądka jako stan głodu, mimo że jadła godzinę czy dwie wcześniej.
W najlżejszej postaci zaburzeń aleksytymicznych (typ 3) osoba ma świadomość przeżywanych emocji i zdolność do ich werbalizacji. Zaburzeniu ulegają natomiast u niej refleksja i zdolność do wyciągania wniosków z doświadczeń emocjonalnych. W efekcie wielokrotnie popełnia ten sam błąd, np. w wyborze partnera życiowego. Zmieniają się jedynie ci partnerzy, ale charakterystyka relacji pozostaje niezmienna. Potocznie osoby takie określane są jako nieporadne życiowo. Wygląda to tak, jakby emocje i uczucia nie zostały połączone w procesie uczenia się z przewidywalnymi skutkami pewnych scenariuszy rozwoju wypadków. Poszczególne epizody emocjonalne oddzielone są od siebie tak, jakby nie dotyczyły życia jednej osoby.
Gra hazardowa pod tytułem „Życie”
Dariusz Galasiński, autor książki „Mężczyźni i język emocji”, sugeruje, że dominujący model męskości oraz społeczne oczekiwanie nie pozwalają mężczyznom mówić o emocjach. Preferowany społecznie jest wzór silnego, racjonalnego, niepoddającego się emocjom człowieka, bo tylko taki ma prawo odnieść sukces. Mężczyźni nie mogąc z oczywistych względów temu sprostać, prowadzą grę w kotka i myszkę z modelem świata, który nakazuje im w każdej sytuacji zachować twarz pokerzysty.
Jeżeli przywołamy omawiany wcześniej katalog emocji, to uznać musimy, że nie jest to jedynie kwestia modelu męskości czy kobiecości, ale to rodzina staje się pierwszą sceną, na której rozgrywają się ważne dla dziecka wydarzenia. To tutaj, występując w roli aktora, dziecko okazuje swoje emocje, mówi o nich, radzi sobie z nimi, a rodzic, będąc w roli aktywnego obserwatora, zauważa grę aktora, okazuje swoje zainteresowanie, odpowiednio reaguje. Role te często się zmieniają i rodzic staje się aktorem, a zarazem nauczycielem dla swojego dziecka, który wprowadza je w świat emocji. Dziecko jako obserwator przygląda się, słucha, zapamiętuje, a później wprowadza w życie. Rodzice, chcąc być dobrymi nauczycielami i trenerami emocji, muszą sami dobrze się orientować we własnych emocjach.
Czy potrafią sprostać temu zadaniu? Pewnie tak, ale pod warunkiem, że uzmysłowią sobie, iż w hazardowej grze pod tytułem „Życie” wygrywa jedynie ten, kto jest świetnym menedżerem swoich emocji. W przeciwnym razie to emocje zarządzają życiem i wówczas miotamy się w szponach nienazwanych destrukcji, popełniając błędy, racjonalizując, jak badani z eksperymentów Roberta Zajonca, i przegrywając, jak pacjenci opisani przez Antonio Damasio.
Dr Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała – psycholog, adiunkt w Katedrze Psychologii Osobowości w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Autorka licznych publikacji z dziedziny poznawczej psychologii klinicznej, m.in. „Poznawcze uwarunkowania choroby wieńcowej i zawału serca”, „Emocje – aleksytymia – poznanie” (z Tomaszem Maruszewskim), „Trauma. Proces i diagnoza. Mechanizmy psychoneurofizjologiczne” (z Moniką Przybylską).