Społeczeństwo

Obywatel hoplita

Zaskakujące początki demokracji

Walka hoplitów, fragment malowidła czarno-figurowego na wazie z lat 560-550 p.n.e. Walka hoplitów, fragment malowidła czarno-figurowego na wazie z lat 560-550 p.n.e. Jastrow / Wikipedia
Choć na pierwszy rzut oka może to wyglądać absurdalnie, wojnie zawdzięczamy możliwość swobodnego wypowiadania się i współdecydowania w najważniejszych dla nas sprawach. Największym bowiem wynalazkiem z dziedziny wojskowości w historii świata jest demokracja.

Nawet najszczerszy pacyfista powinien zgodzić się z tezą, że wojna jest motorem postępu. Trudno wyobrazić sobie dzisiejszy świat bez wynalazków powstałych tylko po to, by sprawniej można było mordować nieprzyjaciół. Metalurgia, chirurgia (w tym kosmetyczna), lotnictwo, komputery i penicylina (i wiele, wiele innych) – choć służą cywilom, wszystkie narodziły się jako odpowiedzi na problemy wojskowych.

Z dzisiejszej perspektywy trudno sobie wyobrazić, że to także żołnierze pierwsi wpadli na pomysł, aby najważniejsze decyzje podejmować większością głosów. Współczesna armia nawet najbardziej demokratycznego państwa stara się utrzymać bezwzględną dyscyplinę. Wzorem jest, niezmiennie od czasów Fryderyka Wilhelma, pruski dryl – zasada, że rozkaz wykonuje się natychmiast i bez jakiejkolwiek dyskusji. Racjonalność tej metody w zarządzaniu masami żołnierzy wydaje się niepodważalna. Jaki zatem może być związek pomiędzy demokracją i armią?

W drugim tysiącleciu przed naszą erą pojawiło się na Peloponezie wojownicze indoeuropejskie plemię. W zetknięciu ze starszą, wysoce rozwiniętą kulturą kreteńską stworzyło własną, oryginalną cywilizację, nazwaną przez historyków cywilizacją mykeńską. Mykeńczycy byli Grekami. Znali pismo, wznosili monumentalne budowle, z wielkim talentem tworzyli dzieła sztuki. Ale nade wszystko cenili sobie żołnierskie rzemiosło.

Choć złączeni wspólnotą języka i obyczaju, nie stworzyli nigdy jednego państwa; co najwyżej z niechęcią uznawali zwierzchnictwo Myken. Ich królowie, współzawodnicząc o władzę nad całym Peloponezem lub broniąc swej niezależności, toczyli ze sobą częste walki. Nie przeszkadzało im to jednak jednoczyć się dla pokonania wspólnego wroga, czego wojna trojańska jest najbardziej znanym przykładem. Jednak ich największym militarnym osiągnięciem było zniszczenie w XV w. p.n.e. morskiego imperium Kreteńczyków.

Pozbywszy się konkurentów Mykeńczycy mogli już bez przeszkód rozprzestrzeniać swe wpływy we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Okres świetności trwał do ok. 1200 r. p.n.e. Wtedy to przez cały ówczesny świat – od Peloponezu, przez Bliski Wschód, aż do Egiptu – przetoczył się gwałtowny kataklizm. Zniszczone zostały mykeńskie twierdze, na Bliskim Wschodzie padło królestwo Hetytów, niepokoje dotarły aż do Mezopotamii. Egipskie armie Ramzesa III odparły z trudem inwazję tajemniczych najeźdźców, zwanych ludami morza.

Wieki Ciemne

Bez względu na przyczyny, skutki były dla mykeńskiej Grecji katastrofalne. Zdobyte i spalone zostały wszystkie, z wyjątkiem ateńskiej Akropolis, wielkie warownie. Skomplikowany system sprawowania władzy, oparty na rozwiniętej biurokracji, przestał funkcjonować. Zanikła umiejętność pisania, upadło rzemiosło, sztuka i architektura. Więcej niż prawdopodobne klęski głodu wyludniły kraj. Nastały Wieki Ciemne.

Grecja, choć znacznie później niż cywilizacje Bliskiego Wschodu, zaczęła z wolna podnosić się z upadku. Historycy za cezurę kończącą „greckie średniowiecze” uznają połowę VIII w., kiedy to Hellenowie na powrót nauczyli się pisać. W tym samym stuleciu Homer, największy poeta starożytności, stworzył swe wielkie eposy – Iliadę i Odyseję. Są one najważniejszym źródłem dla poznania epoki; uczeni zgadzają się, że choć w warstwie fabularnej oba poematy opowiadają o wydarzeniach związanych z wojną trojańską, to w warstwie szczegółowej opisują świat, w którym Homer żył – Grecję wydobywającą się z mroków Wieków Ciemnych. Wtedy też wytwarzać zaczęła się nowa forma państwowości – grecka polis, a wraz z nią – pojęcie obywatelstwa. Władzę w nowo powstałych miastach-państwach dzierżyli arystokraci, czyli najlepsi – potomkowie tych jednostek, które w ciężkich czasach Wieków Ciemnych potrafiły, dzięki zdolnościom i osobistym zasługom, zająć dominującą pozycję. O przynależności do tej warstwy nie decydowało wyłącznie pochodzenie. Aby stać się arystokratą, należało spełnić jeszcze dwa warunki: mieć majątek zapewniający niezależność finansową oraz odznaczać się kilkoma cnotami, wśród których najważniejszą była osobista dzielność. I nic w tym dziwnego, jeśli weźmiemy pod uwagę, w jak niebezpiecznych i pełnych przemocy czasach żyli wówczas Grecy.

Pancerz za dziewięć wołów

Człowiek bogaty miał na polu bitwy dwie przewagi, których nic nie mogło zastąpić: przewagę uzbrojenia i wyszkolenia. Pierwsza łączy się w sposób oczywisty z kosztami broni. W epoce mykeńskiej całe uzbrojenie wykonywano z brązu, twardego stopu miedzi i cyny. Ten drugi komponent sprowadzano z Bliskiego Wschodu, ponieważ w Grecji kontynentalnej cyna niemal nie występuje. Po przerwaniu szlaków handlowych w XII w. p.n.e. wytop brązu stał się niemożliwy. Grecy musieli nauczyć się produkcji narzędzi i broni z – zacytujmy Homera – „trudem kowanego żelaza”. Ten początkowo niskogatunkowy metal od biedy nadawał się na ostrza włóczni czy krótkich mieczy, nie znano jednak technologii, która pozwoliłaby wytwarzać z niego hełmy, pancerze, pokrycia tarcz czy nagolennice. Cena uzbrojenia, i tak bardzo kosztownego, w Wiekach Ciemnych wzrosnąć musiała niepomiernie. Posłużmy się znów przykładem z „Iliady”: pancerz Diomedesa miał być wart tyle co dziewięć wołów, ale już zdobiona złotem zbroja Glaukona, trojańskiego sprzymierzeńca, wołów sto.

Przewaga druga to po prostu umiejętność walki. Mogłoby się zdawać, że nie ma niczego trudnego w posługiwaniu się włócznią i tarczą, narzędziami dość przecież prymitywnymi. Jest jednak inaczej: im prostsza broń, tym większych trzeba umiejętności, by korzystać z niej efektywnie. Pełne uzbrojenie, łącznie z wielką okrągłą tarczą, mogło ważyć nawet ok. 40 kg. Noszenie takiego ciężaru wymagało wielkiej siły i wytrzymałości, możliwych do osiągnięcia po latach wyczerpującego treningu. Sama siła to jednak zbyt mało, należało jeszcze umiejętnie jej używać. Greccy artyści pozostawili nam wiele przedstawień pojedynków wojowników. Uderzające jest, jak wiele tam dynamiki, różnych ustawień tarczy, skrętów ciał, sposobów użycia włóczni i miecza. Słowem – dowodów na wielką biegłość w sztuce wojennej. Widać tam, że starożytni wojownicy umieli znaleźć takie zastosowania dla swojego uzbrojenia, jakie trudno nam sobie dziś wyobrazić. Nie była to zwyczajna umiejętność, raczej sztuka walki, bardzo przypominająca taniec.

Nauka zajmować musiała kilka, może kilkanaście lat intensywnego treningu. Metody przekazywano zapewne z ojca na syna, doskonaląc je przez pokolenia. Każda z nich podlegała ostatecznej weryfikacji na polu bitwy, gdzie szybko okazywało się, czy wojownik opanował je w wystarczającym stopniu. Na taki wysiłek mógł pozwolić sobie tylko człowiek wolny od trosk materialnych. Można by porównać to do przygotowań współczesnego nam olimpijczyka. Z tą różnicą, że porażka oznaczała zazwyczaj śmierć. Trening zajmował zbyt wiele czasu, by mógł być dostępny dla każdego.

Możemy wyobrazić sobie, jak wielką przewagę na polu bitwy miało zaledwie kilku takich wojowników nad uzbrojonymi w motyki i proce złodziejami bydła czy chłopami z sąsiedniego polis, usiłującymi zagarnąć kawałek ziemi. Niedoścignionym ideałem dla najlepszych był Achilles, wysoki i piękny długowłosy blondyn o „piersi kudłatej”. Wykarmiony lwimi sercami przez mądrego centaura Cheirona budził grozę wśród najdzielniejszych nawet nieprzyjaciół. Ubodzy członkowie społeczności brali udział w bitwach jako lekkozbrojni. Nie mając pancerzy i ciężkich tarcz musieli używać broni dystansowej: miotać oszczepy i kamienie. Nie dość zatem, że pełnili rolę pomocniczą, to walczyli jeszcze w sposób, jakim arystokraci gardzili. Zwróćmy uwagę, że wszystkie pojedynki opisane przez Homera toczyły się pomiędzy możnymi, uzbrojonymi i walczącymi wedle powyższego wzoru. O innych nie warto nawet wspominać. Co najwyżej: ginęły ludy.

To właśnie od najlepszych zależało fizyczne przetrwanie całej wspólnoty. I stąd ich dominująca pozycja nie tylko na polu bitwy, lecz i na agorze. W momentach trudnych wspierali ekonomicznie (a w każdym razie powinni wspierać) współplemieńców, to do nich należało reprezentowanie wspólnoty na zewnątrz, podejmowanie najważniejszych decyzji i sprawowanie sądów. I jak długo najlepsi potrafili zachować monopol na wykonywanie swych obowiązków, nikt ich władzy nie kwestionował.

Grekom udało się przetrwać najtrudniejsze lata. Hellada zaczęła na powrót się zaludniać. Nie brakowało już rąk do pracy, pojawił się za to inny problem – głód ziemi. Ci, dla których jej zabrakło, rozpoczęli wielką kolonizację. Odbudowano więzi handlowe, z upadku podniosło się rzemiosło. Grecy znów zaczęli się bogacić, ceny spadać. Broń i pancerze, dostępne dotąd nielicznym, zaczęli kupować zwykli ludzie – rzemieślnicy, rolnicy i kupcy, stając się ciężkozbrojnymi. Prawo i obowiązek obrony ojczyzny obejmowały coraz większą liczbę obywateli, choć nie szły jeszcze za tym uprawnienia polityczne.

Nowa taktyka

Kiedy ciężkozbrojnych było już wystarczająco wielu, w głowie któregoś z nich zrodził się rewolucyjny pomysł: wojowników ustawiono obok siebie, w jednej linii, tak by utworzyli mur tarcz najeżony ostrzami włóczni. Następnie, aby utrudnić rozerwanie szyku, dodano następne szeregi, aż formacja osiągnęła głębokość ośmiu rzędów. Tak narodziła się falanga, a wraz z nią rozpoczął się trwający ponad pół tysiąca lat okres supremacji greckiego oręża.

Ten rodzaj ustawienia wymagał zupełnie innej taktyki. Indywidualne akty odwagi straciły na znaczeniu, ba, mogły nawet sprowadzić na wszystkich niebezpieczeństwo. Hoplita miał stać mocno na nogach, pilnować swego miejsca w szyku, chronić tarczą towarzysza z szeregu. Archiloch, poeta i żołnierz z VII w., napisał: „Mnie się wcale nie podoba/Wódz wysoki, który w marszu/Umie wielkie kroki stawiać,/ Dumny z loków, wygolony;/Niech on nawet będzie mały,/Niech ma nogi jak kabłąki,/ Byle tylko kroczył pewnie,/Serce miał pełne odwagi!”. Jak widać, zmienił się od czasów Homera ideał wojownika. Najważniejszą z wojennych cnót stała się dyscyplina.

Hoplici spędzali długie godziny na placach ćwiczeń, ucząc się współdziałania i starając zasłużyć na zaufanie kolegów. Właśnie tam zrodzić się musiały silne więzi, poczucie wspólnoty obce zapewne wojownikom poprzedniej epoki. Pierwsze bitwy wykazały przewagę nowej taktyki; poruszająca się w rytm podawanej przez fletnistów muzyki falanga parła niepowstrzymanie naprzód, niszcząc każdego niezorganizowanego przeciwnika. Hoplici zrozumieli, że zjednoczeni stanowią siłę, której żaden wróg zlekceważyć nie może. Od pierwszego zwycięstwa to właśnie na nich spoczywać miał obowiązek i, podkreślmy, prawo obrony ojczyzny.

Skuteczność w boju oraz świadomość własnej siły musiały przełożyć się na uprawnienia polityczne. Jednak po stronie hoplitów była nie tylko siła, lecz i słuszność. Stali się przecież, na równi z arystokratami, obrońcami ojczyzny. Ponosili takie same ciężary i tak samo narażali się na niebezpieczeństwo. Ich nowej pozycji nie dało się długo kwestionować. Zatem na równi z arystokratami zaczęli zabierać głos w sprawach wspólnoty, stanowić prawa i wymierzać sprawiedliwość. Decyzje zaczęto podejmować wspólnie, a sposobem na przekonanie do swoich racji stała się debata polityczna wraz z jej najważniejszym narzędziem – argumentem natury logicznej. Proces ten nie odbył się nagle; zmiany ustrojowe trwały przez pokolenia, nie zawsze też wprowadzano je pokojowo. Polityczne wstrząsy często otwierały drogę tyranii, jak stało się w Atenach już po wprowadzeniu demokratycznych reform Solona. Kiedy jednak Ateńczycy po 36 latach rządów tyranów z rodu Pizystrata w 510 r. p.n.e. wygnali ostatniego z nich, ustanowili w swej polis ustrój, dzięki któremu stali się najbardziej wolnymi ludźmi ówczesnego świata.

Tym większa zasługa greckich hoplitów, że potrafili oni nie tylko stworzyć warunki dla rozwoju wolności, ale i ją obronić. Gdyby nie okrągłe hoplickie tarcze, ustawione w równe szeregi na polach pod Maratonem i Platejami, być może dziś, zamiast cieszyć się demokracją, bylibyśmy poddanymi jakiegoś „perskiego” imperium.

Greccy ciężkozbrojni stworzyli ideał, do którego staramy się dążyć i na który często powołujemy się w naszych politycznych sporach. Pamiętajmy jednak, że dla hoplitów prawa obywatelskie zawsze wiązały się z obowiązkiem wobec ojczyzny. Bez wzięcia na siebie części odpowiedzialności za państwo nie mamy prawa do miana obywatela, a w każdym państwie, nawet dziś, żyją tylko dwa rodzaje ludzi – obywatele i poddani.

Niezbędnik Inteligenta Polityka. Niezbędnik Inteligenta. Wydanie 8 (90011) z dnia 25.03.2006; Niezbędnik Inteligenta; s. 35
Oryginalny tytuł tekstu: "Obywatel hoplita"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną