Zimą zwycięzca jest oczywisty. W konkursie na prawdziwie wszechpolską woń pierwsze miejsce zajmuje smog. Z rozkwitem wiosny konkurencja w zapachach się zaostrza. W ostatnich tygodniach na obrzeżach miast na przykład nuta głowy – jak określa się pierwszą woń, która uderza wąchających – to słodki grochodrzew. Nuta serca, czyli wyczuwalna po kilku minutach: swąd rozgrzanego asfaltu. Nuta głębi – która decyduje o ostatecznym charakterze zapachowym otoczenia – to odór wywożonych na pola zwierzęcych nawozów. Od marca do listopada rolnicy mogą wylewać obornik, gnojówkę i gnojowicę – składające się w różnych proporcjach z przefermentowanego zwierzęcego kału lub moczu – nawet w granicach miast, na terenach, które nie zostały odrolnione. Tam, gdzie jest całkiem miejsko, przez smród też czasem nie sposób utrzymać się na nogach: cuchną trawniki i chodniki usiane psimi odchodami (zwłaszcza przy upale), bramy zasikane i oblane wymiocinami (zwłaszcza tam, gdzie bije puls nocnego życia), budki z kebabami lub bary serwujące placki ziemniaczane i smażone ryby. Śmierdzą papierosy uparcie kopcone na przystankach, spaliny samochodowe z zakorkowanych ulic. Kolejność nut zapachowych zmienia się nieustannie i dynamicznie.
Organy Inspekcji Ochrony Środowiska w 2016 r. (z 2017 r. nie ma jeszcze danych) rozpatrzyły 1,2 tys. zgłoszeń dotyczących, jak to się elegancko nazywa, „uciążliwości zapachowej”. Jest ona powodem aż dwóch trzecich spraw dotyczących ochrony powietrza, które wpływają do Inspekcji. Najczęściej chodzi o oczyszczalnie ścieków, nawozy, fermy zwierząt i zakłady przemysłowe. Za zasmradzanie praktycznie nie ma sankcji, choć autorzy analiz dla Ministerstwa Środowiska zwracają uwagę, że długotrwały kontakt z silnym zapachem źle wpływa na zdrowie psychiczne.