JOANNA PODGÓRSKA: – Pana książka „Kroniki opętanej” wzorowana jest na prawdziwej historii?
ARTUR NOWAK: – Historia opowiedziana w „Kronikach” jest udramatyzowana, ale jej kanwą są prawdziwe zdarzenia. Między innymi relacja Ireny poddanej drakońskim egzorcyzmom, którą przytoczyliśmy z żoną w reportażu „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos” poświęconym ofiarom pedofilii w Kościele. Stale powtarzają się te same motywy. Młoda osoba, u której egzorcysta „zdiagnozuje” opętanie, jest zupełnie bezbronna, postawiona przeciwko całemu swojemu otoczeniu. Cokolwiek zrobi, jakkolwiek się buntuje, traktowana jest jako osoba ubezwłasnowolniona przez szatana. To piętno jest też ukazane w „Kronikach”. Gdy bohaterka mówi o swoich krzywdach, najbliżsi tłumaczą, że to głos szatana – ojca kłamstwa. Tę drogę krzyżową funduje ofierze rodzina. Zamiast wezwać lekarza, ludzie mocno związani z Kościołem wzywają egzorcystę.
Metody stosowane przez egzorcystów też pan udramatyzował?
Nie. Irena miała złamany nos, wybity bark. Wpychano jej krzyż do gardła, zatykano nos i wlewano do ust święconą wodę. Nazwijmy rzecz po imieniu – znęcano się nad nią. Takie są fakty, sam bym tego nie wymyślił. Gdy słuchaliśmy z żoną jej historii, płakaliśmy. To niewyobrażalne, co ta dziewczyna przeżyła. Zupełnie osamotniona spotkała się z czystym złem, które pochodzi w dodatku z Kościoła. Była wtedy nastolatką, licealistką. Do dziś, gdy widzi księdza przypominającego sylwetką któregoś z oprawców, wpada w panikę i ucieka. Jest pod stałą opieką psychologa.
Kiedyś wydawało się, że egzorcyzmy to jakiś średniowieczny relikt.