Społeczeństwo

Po co komu studia?

Ruszyła rekrutacja na studia. Co warto dziś studiować?

Z polskim szkolnictwem wyższym jest kiepsko – z tym mało kto skłonny jest polemizować. Z polskim szkolnictwem wyższym jest kiepsko – z tym mało kto skłonny jest polemizować. Marek Kwiatkowski, Leszek Zych / Polityka
Ruszyła rekrutacja na studia. A wraz z nią wróciły wątpliwości: co warto studiować? Po co? Na jakiej uczelni? I czy w ogóle?
Według badań GUS blisko 80 proc. Polaków chce wyższego wykształcenia dla swoich dzieci.Michał Kaźmierczak/Forum Według badań GUS blisko 80 proc. Polaków chce wyższego wykształcenia dla swoich dzieci.

Wśród studentów humanistyki krąży dowcip: Do urzędu pracy zgłasza się młody absolwent i pyta: czy jest jakaś praca dla kulturoznawcy? – Tak – odpowiada urzędniczka – pensja 7 tys. zł na rękę, służbowy telefon, samochód i możliwość szybkiego awansu. – Pani żartuje! – A kto zaczął?

Wraz z ogłoszeniem wyników matur dobiegnie finału pierwsza tura rekrutacji na studia. Około 330 tys. młodych ludzi zgłosiło akces na wyższe uczelnie; teraz komputerowe algorytmy przemielą maturalne punkty i rozparcelują ich po wydziałach. Dla tych, którzy nie dostaną się na pożądany kierunek, niemal od razu ruszy druga tura naboru, potem następne. Polskie uczelnie oferują 900 kierunków studiów, stacjonarnych i niestacjonarnych, płatnych i wolnych od opłat.

Przez ostatnią dekadę studentów systematycznie jednak ubywa. Jak podaje GUS, z 1,94 mln w 2007/08 r. zostało ich 1,3 mln w mijającym roku akademickim. Główny powód to niż demograficzny, ale i zainteresowanie nauką na uczelniach w ostatnich latach powoli malało. To z kolei może być efekt wielkiego edukacyjnego oszustwa, jakim był wysyp „akademii tego i owego” – małych, prywatnych uczelni o żenującym poziomie. Powstało ich grubo ponad 300. Oferowały na wpół fikcyjne etaty uznanym wykładowcom z dużych ośrodków akademickich. Rekordziści mieli ich nawet po kilkanaście. Złośliwi nazywali ich „obwoźnymi dostawcami usług edukacyjnych”. W skrajnych przypadkach władze „akademii” sugerowały, że: pan profesor nie musi się stale fatygować, ważne, by jego zdjęcie wisiało w gablocie. Młodzież głównie ze wsi i małych miasteczek szturmowała te niby-szkoły, bo jej wmówiono, że dyplom otwiera ścieżki kariery. Potem okazało się, że ma on wartość papieru, na którym go wydrukowano.

Polityka 27.2018 (3167) z dnia 03.07.2018; Temat tygodnia; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Po co komu studia?"
Reklama