Plutony różańca
Prof. Zbigniew Mikołejko o katolickich fundamentalistach
AGNIESZKA SOWA: – Czy w Polsce przybywa enklaw fundamentalizmu katolickiego?
ZBIGNIEW MIKOŁEJKO: – Ja to bym widział inaczej. Są raczej enklawy porządnego, chrześcijańskiego ducha, ale tak rozproszone i wątłe na tle ogólnego sposobu bycia i mówienia Kościoła, że można ich nie zauważyć. Mamy szczególną sytuację w Polsce i szczególny sojusz ołtarza z tronem, w którym Kościół oddaje część prerogatyw religijnych partii politycznej, czego produktem była widmowa już, ale wciąż obecna, religia smoleńska.
W Polsce więc, jeżeli mamy do czynienia z wielością w Kościele, to jest to różnorodność, wielość rozmaitych fundamentalizmów. Różnią się one barwą czy osobą przywódcy, ale cały czas jest to wojsko, które maszeruje jednym traktem. Katolicyzm polski przeobraził się przy tym w katolicyzm polityczny, w obrębie którego nie ma wyłomów. A jeśli się pojawiają ortodoksi, nadmiernie radykalni, są dość szybko usuwani poza Kościół, jak ksiądz Natanek czy nacjonalista Jacek Międlar. Natomiast pojawiają się na pozór autonomiczne formacje, używane przez Kościół jako instrument rozpowszechniania nazbyt radykalnych postulatów, takie jak Ordo Iuris. Przychodzą one spoza Polski, najczęściej wywodzą się z Ameryki Południowej.
Różnią się od kościelnego Opus Dei, bo to ruch pragmatyczny i racjonalny, skierowany ku elitom różnych środowisk i skoncentrowany głównie na edukacji. Można mieć ambiwalentne odczucia, patrząc na plakat szkoły Opus Dei „Wychowujemy do nieba”, na to, że dziecko rodziców rozwiedzionych nie ma tam wstępu, ale trudno negować bardzo dobry poziom i świetne wykształcenie absolwentów. Natomiast Ordo Iuris naciska na system prawny i polityków, próbując przeobrazić przestrzeń publiczną tak, by była absolutnie zgodna z ich pojęciem katolickich wartości.