Pomóc przemocowcom
Sprawcy przemocy w rodzinie też potrzebują pomocy
Każda uwaga żony wyzwalała w Pawle potok obelg, zaciskane pięści nie wytrzymywały napięcia. Na razie kończyło się na popychaniu. Pierwsza zareagowała starsza, wtedy 14-letnia córka: „Tata, tak nie można”. Przystopował na krótko. Po ponad dwóch latach żona wykrzyczała mu, że dłużej nie wytrzyma. On czuł, że już też nie – bał się, że przekroczy czerwoną linię.
Izabela Banasiak, pedagog resocjalizacyjny, wcześniej wiele lat pracowała w Ogólnopolskim Pogotowiu dla Ofiar Przemocy w Rodzinie Niebieska Linia. Często słyszała od ofiar, że chciałyby spokoju i żeby krzywdziciel się zmienił. Zrozumiała, że zajmuje się skutkami, a nie źródłem problemu. Bo to przecież sprawca powinien sobie zrobić porządek w głowie, a nie używać pięści i wyzwisk. Daniel Mróz, pedagog, współzałożyciel Fundacji na Rzecz Przeciwdziałania Przemocy Feniks w Rzeszowie, mówi wręcz o frustracji, wywołanej świadomością, że pomagając wyłącznie ofiarom, a zaniedbując sprawców, nie przeciwdziała domowej tyranii. U współpracowników siadała motywacja. Bo często było tak, że żona wracała do gnębiciela (powroty są wpisane w mechanizm przemocy), a jeśli doszło do rozstania, sprawca znęcał się nad kolejną partnerką.
Sędzia Michał Lewoc, były naczelnik Wydziału Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie w Ministerstwie Sprawiedliwości, twierdzi, że aż 70 proc. ofiar nie chce rozstawać się z krzywdzicielem, chce natomiast, aby zmienił zachowanie. Szansę taką dają programy korekcyjno-edukacyjne, jakie zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie z 2005 r. powinien organizować każdy powiat. To wyciąganie ręki do sprawcy.
Wyuczone od pokoleń
Często sprawcy idą w zaparte. Jolanta Zmarzlik, terapeutka związana z Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę, przytacza historię z sali sądowej.