Z życia: sfrustrowany sąsiad pozostał sam na placu remontowego boju, bo któregoś dnia wynajęta ekipa po prostu nie przybyła. Porzucili sąsiada i własne narzędzia, gdyż dostali lepszy kontrakt. Pewna prywatna szkoła przez długi czas rozglądała się za deficytowym dziś nauczycielem: anglistą. Złowiła wreszcie kogoś, zaproponowała uczciwą umowę o pracę. Pracował. Przez jeden dzień. Następnego nie przyszedł. Po prostu się rozpłynął. Nie był uprzejmy nawet zadzwonić.
Odbyły się ważne wybory. Frekwencja była przyzwoita, lecz miliony Polaków się nie pofatygowały. Premier rządu, nawykowy kłamczuch – jak go trafnie ktoś nazwał – nie zamierza rozmawiać z mediami na temat odpowiedzialności za swoje restauracyjne knowania, nielegalnie zresztą podsłuchane, ponieważ to zemsta „mafii vatowskiej”.
W życiu publicznym, które tworzy i rozsiewa społeczne wzorce zachowań, nikt nieprzymuszony nie uzna swej winy, nie przyzna się do zaniedbania, zlekceważenia zobowiązań, złamania danego słowa, pochopnej wypowiedzi. Również jako zbiorowość, według obowiązującej dziś narracji, niczemu nie jesteśmy winni, za nic – także za własne niepowodzenia – nie odpowiadamy.
Filar
Co to właściwie jest odpowiedzialność? Jak często, i tu polszczyzna, zamiast sprawę upraszczać, ją komplikuje. Najszersza definicja brzmi: obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje czyny. Ale tym samym słowem zwykliśmy określać ponoszenie za coś winy; można tu zaryzykować neologizm: winowajstwo. Przymiotnikiem „odpowiedzialny” określamy zarazem kogoś dojrzałego, roztropnego, wiarygodnego, jak i czemuś winnego, ponoszącego odpowiedzialność za jakąś niecność. Można wziąć na siebie odpowiedzialność za trudne przedsięwzięcie, można też być do odpowiedzialności pociągniętym – frazeologizmy bliskie brzmieniem, ale znaczeniem odległe o kosmos.