Dla porównania, jeśli na podstawie oficjalnych danych o budżecie MON podzielić na statystycznego żołnierza środki przeznaczone w tym roku na wojska lądowe – wychodzi 65 tys. zł, czyli prawie dwa razy mniej. W statystyce lepiej od „zielonych” wypadają zarówno „stalowi” – 89 tys. przypada na jednego żołnierza sił powietrznych, jak i „granatowi” – 84 tys. dla statystycznego marynarza, ale nadal nie sięgają poziomu WOT. Wydawałoby się, że najdrożsi powinni być „specjalsi”, których jest mało, mają prawie wyłącznie zagraniczne wyposażenie, a ich szkolenie jest nietypowe i bardzo kosztowne. Ale średnio na głowę żołnierz wojsk specjalnych kosztuje nasz budżet tylko niemal 100 tys. zł. Ponieważ w tabelce MON uwzględnia się wyłącznie żołnierzy zawodowych, a tych w WOT ma być w tym roku tylko 2600, średnia daje na jednego „terytorialsa” kosmiczne 218 tys. zł. Dopiero po uwzględnieniu kilkunastu tysięcy ochotników, kwota ta raptownie spada. Jednak gdy do wydatków osobowych dodamy wszystkie inne nakłady na nowy rodzaj wojsk, okazuje się on od początku swego istnienia o wiele droższy, niż zapowiadano.
Na posiedzeniu sejmowej komisji obrony w listopadzie 2015 r. Antoni Macierewicz i jego współpracownicy po raz pierwszy sformułowali wstępny kalendarz i kosztorys WOT. Minister zapewniał, że pierwsze trzy brygady w pierwszym roku funkcjonowania będą kosztować 300–350 mln zł, pełnomocnik ds. WOT płk Krzysztof Gaj mówił o 400 mln zł wraz ze sprzętem. W rzeczywistości w pierwszym roku pełnoprawnego funkcjonowania WOT, czyli 2017, na tę formację przeznaczono 880 mln zł, w drugim, 2018, już 1,1 mld, w trzecim, 2019 r., według wciąż nieuchwalonego ostatecznie projektu budżetu ma to być ponad 1,5 mld zł!