Polskie usługi i handel oglądane od zaplecza burzą stereotypowy obraz Polaka-cwaniaka. – Z perspektywy postępowań konsumenckich Polacy są narodem mało przebojowym i nieszanującym własnych praw. Zwłaszcza przy małych kwotach ludzie najczęściej odpuszczają, do sądu chodzą w ostateczności – mówi Kamil Pluskwa-Dąbrowski, prezes Federacji Konsumentów. Spora w tym zasługa przewlekłych postępowań i szeroko rozpowszechnionej opinii, że do sądu w Polsce idzie się po wyrok, a nie po sprawiedliwość. – Jednak głównym winowajcą jest niska świadomość własnych praw, a co za tym idzie bezkarność firm, które w Polsce pozwalają sobie na zagrania, jakie na Zachodzie zmiotłyby ich z rynku – mówi Grzegorz Miś, powiatowy rzecznik konsumentów we Wrocławiu.
Palące sprawy
Takiej bezkarności Grzegorz Miś doświadczył na własnej skórze. W niedzielę 24 czerwca 2018 r. nastawił piekarnik kupiony w Ikei, żeby podgrzać grzanki na śniadanie. Kilka minut później mieszkaniem wstrząsnął huk. – Choć piekarnik był elektryczny, to po prostu wybuchł. Temperatura w środku była tak wysoka, że pomimo blokady drzwiczki otworzyły się. A podmuch ciepłego powietrza przypalił żonie włosy. Całe szczęście, że w kuchni nie było w tym czasie dzieci – opowiada Grzegorz Miś.
Kilka dni później awarię piekarnika zgłosił na infolinię Ikei. – Uznałem, że to czysta formalność, bo firma znana jest z dbałości o jakość obsługi. Okazało się, że się myliłem – opowiada Miś. Konsultantka na infolinii uparcie domagała się podania numeru seryjnego urządzenia, a zgłoszenie traktowała jako reklamację u producenta, choć klient podkreślał, że chodzi mu o rękojmię i zgłasza to bezpośrednio do Ikei. – Różnica jest zasadnicza.