Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Kundel na medal

Psy wyścigowe, bezrodowodowe

Justyna Gettel jest pierwszą w Polsce maszerką, która stworzyła zaprzęg ze schroniskowych psów po przejściach. Justyna Gettel jest pierwszą w Polsce maszerką, która stworzyła zaprzęg ze schroniskowych psów po przejściach. Stanisław Ciok / Polityka
Zawodowi maszerzy wydają na psy i zaprzęgi fortunę. Justyna Gettel, brązowa medalistka mistrzostw Polski z ubiegłego roku, swoją drużynę Shelter Sled Dog Racing Team stworzyła z adoptowanych ze schroniska psiaków.
Psie zaprzęgi to drogie hobby. Najtańsze sanki kosztują 3 tys. zł, naprawdę dobre ok. 2 tys. euro…Al Grillo/AP Photo/EAST NEWS Psie zaprzęgi to drogie hobby. Najtańsze sanki kosztują 3 tys. zł, naprawdę dobre ok. 2 tys. euro…

Na mistrzostwach świata w warunkach bezśnieżnych w Koźlu koło Poznania, podczas których rywalizowało 490 zawodników z 30 krajów, zainteresowali się nią zagraniczni dziennikarze. Zajęła 14. miejsce – dla niej niesamowity sukces, ale przecież prasa na ogół rozmawia ze zwycięzcami. Tyle że reporterzy dowiedzieli się, że w jej zaprzęgu biegają nie hodowane specjalnie do uprawiania sportu psy, tylko kundelki wynajdywane w schroniskach.

Najczęściej padało pytanie: – Jak to możliwe, że zaprzęg bezdomniaków może konkurować z zawodowymi maszerami? Justyna odpowiadała zawsze tak samo: „najważniejsze jest serce”. Wtedy po raz pierwszy zrozumiała, że udało się jej zrobić coś niezwykłego.

Zaczęło się od tego, że chciała pomagać bezdomnym psom. Najpierw wirtualnie, na serwisie Dogomania, bo 13 lat temu jeszcze nie było portali społecznościowych. Organizowała bazarki dla fundacyjnych podopiecznych, wyprowadzała na spacery schroniskowe psy, w końcu brała do siebie na tzw. tymczas psiaki wyciągnięte ze schroniska, czekające na adopcję, które najpierw trzeba przebadać, podleczyć, poobserwować, jak się zachowują w różnych sytuacjach, zanim zacznie się im szukać domu. Serce ciągnęło ją do psów w typie siberian husky, więc współpracowała z kilkoma fundacjami, które się haszczakami zajmują. Dalej to robi, już głównie na Facebooku w grupach Husky w Polsce czy Psy Północy w Potrzebie.

Marzyła o własnym psie i o tym, by z nim startować w zawodach. Kiedy już miała warunki, żeby mieć swojego wymarzonego husky, przez chwilę myślała o kupnie szczeniaka. Nawet rozglądała się po hodowlach. – Jednak nie mogłam się przemóc, widząc, jak wiele z nich latami czeka w schronisku na swojego człowieka – opowiada Justyna.

Ziomek

Przedstawicieli tej rasy często dotyka bezdomność. W każdym schronisku można znaleźć kilka w typie siberianów, a nierzadko i zupełnie rasowe z rodowodem. To wspaniałe psiaki, ale wymagające, bo bardzo aktywne. Trzeba im zapewnić dużą dawkę ruchu, inaczej się nudzą, uciekają (a potrafią pokonać bardzo wysokie ogrodzenie) i zaczynają polować. – Wtedy najczęściej ludzie, którzy kupili ślicznego puchatego szczeniaczka z niebieskimi oczkami, nie zdając sobie w ogóle sprawy z tego, jakie wymagania ma ta rasa, oddają go byle komu albo wyrzucają, żeby pozbyć się kłopotu – mówi Justyna. Tak trafił do niej Ziomek, 14-miesięczny wówczas pies w typie husky. Ważył zaledwie 15 kg (o 10 za mało). Po półrocznym leczeniu, kiedy nabrał sił i mięśni, zaczęła z nim jeździć na rowerze. Na pierwszych zawodach byli tylko pokibicować. A w 2010 r. zadebiutowali w bikejoringu (pies biegnie przypięty do roweru) w Warszawie i od razu zdobyli drugie miejsce. Od tamtej pory startowali już regularnie. Najczęściej w duecie, na rowerze, ale po roku startów Justyna kupiła hulajnogę i czasem podpinała do niej poza Ziomkiem jakiegoś psa, który był do adopcji i mieszkał u niej albo w innym tymczasowym domu. Dalej tak robi i znalazła w ten sposób, właśnie na zawodach, kilka domów dla swoich podopiecznych. W ciągu 10 lat wyadoptowała około 200 bezdomniaków.

Ziomka już nie ma. Odszedł po 10 latach szczęśliwego życia. – Był wspaniałym psem – mówi Justyna. – Nauczył biegać w zaprzęgu inne moje psy, a mnie wszystkiego, co wiem o psach.

Rocky

Ma siedem lat i nie jest psem Północy. Przypomina czarnego labradora, jest tylko smuklejszy. Na zawodach wciąż wywołuje zdziwienie: to jedyny pies w typie labradora biegający w zaprzęgu. Ta rasa się do tego po prostu nie nadaje. Justyna znalazła go w prywatnym, gigantycznym schronisku w Radysach (w woj. warmińsko-mazurskim) – od lat cieszącym się złą sławą – z którego w tym miesiącu wójt gminy Jasieniec i obrońcy zwierząt odebrali kilkadziesiąt psów. W fatalnych warunkach tkwi tam jednak nadal 4 tys. zwierząt. Rocky trafił do schroniska za karę: zniszczył klatkę i zjadł dzieciom królika. – Zabrałam go, bo czarne psy mają najmniejsze szanse na adopcję, a ten podrostek jakoś mnie chwycił za serce – mówi Justyna. – Mieszkał z nami, szukałam mu domu, mijały kolejne miesiące i nic nie mogłam znaleźć. Czarnego ludzie nie chcą.

I wtedy przypadkiem, kiedy trenowała swoje psy, Rocky niemal sam ubrał się w szelki. Zaczęła się śmiać i dla żartu podpięła go do wózka. Okazał się świetny. Ma serce i pasję do biegania. Za to wbrew temu, że uchodzi za psa w typie labradora, nie lubi wody i nie aportuje. Dziś Rocky, po Ziomku, jest liderem zaprzęgu.

Dziewczyny

Heroina jest jedynym rodowodowym psem w zaprzęgu Justyny. Poprzedni właściciel tej czteroletniej suki rasy siberian husky zamknął ją w kojcu o wymiarach metr na dwa i dał ogłoszenie, że odda w dobre ręce. Bo polowała na kury. – Sama ją odpinałam z łańcucha – mówi Justyna. – Jak ktoś w ogóle może wpaść na pomysł, żeby do wiejskiego gospodarstwa kupować husky?

Heroina mimo krótkich łapek i niskiego wzrostu ma serce do biegania. Przez jakiś czas była nawet liderką zaprzęgu, ale teraz spadła do drugiej pary, a jej miejsce zajął Rocky.

W zaprzęgu towarzyszą jej jeszcze dwie suki w typie husky, które nie mieszkają z Justyną (mały wynajmowany domek w Markach nie jest z gumy, a Justyny, pracującej na trzy zmiany w firmie produkującej kosmetyki, nie stać na utrzymanie kolejnych psów). Ale obie zawdzięczają Justynie życie i nowych właścicieli. Starszą, dziś siedmioletnią Shirę, znalazła w rowie przy trasie S7. Suka wyglądała na wzdętą i nie mogła chodzić. Kiedy ją zawiozła do weterynarza, okazało się, że jest w zaawansowanej ciąży, ale wszystkie płody są martwe. Prawdopodobnie ktoś po prostu wyrzucił ją z jadącego samochodu. Shirę udało się uratować. Justyna znalazła jej tymczasowy dom w Łomiankach, a gdy suczka doszła do siebie, zaczęła ją zabierać na treningi. W lesie poznały jej przyszłych właścicieli. Zakochali się w Shirze, a z Justyną zaprzyjaźnili. Przyjeżdżali na treningi i zawody. Teraz mają małe dziecko, więc częściej podrzucają Shirę Justynie i na razie nie kibicują na zawodach.

Tajga, rówieśnica Heroiny i jej największa przyjaciółka, też nie mieszka z nimi. Ktoś znalazł ją w lesie, przywiązaną do drzewa i chorą. Miała sześć, może siedem miesięcy. I żadnych szczepień, bo okazało się, że chorowała na parwowirozę, a pierwsze szczepienie przeciwko parwo i nosówce maluchy powinny dostać w szóstym tygodniu. – To na pewno był pies z pseudohodowli – mówi Justyna. – Husky na swoje nieszczęście zrobiły się dość modne i ruszyła produkcja w pseudo. Szczeniaczka w typie husky można kupić nawet za kilkaset złotych. Potem nie szkoda wyrzucić.

Zawodowcy i amatorzy

Justyna jest pierwszą w Polsce maszerką, która stworzyła zaprzęg ze schroniskowych psów po przejściach. Dziś ma już kilku naśladowców. Na Śląsku jest fajna ekipa, zajmują się adopcją psów ras północnych – opowiada. – Biorą udział w zawodach z zaprzęgami złożonymi z psiaków do adopcji albo takich, którym już znaleźli nowe domy.

W podwarszawskim Ursusie Ania, której mama adoptowała dwa psy w typie husky, zaczęła z nimi biegać. Na zawodach pojawia się też zaprzęg bezdomniaków z Kalisza, prowadzony przez Przemka. Ale na początku Justyna budziła sporą sensację. Zwłaszcza że nie byli ostatni.

Maszerzy startują z różnymi psami. Rasowe (z rodowodem FCI) to alaskany malamuty (najcięższe i najwolniejsze, sprawdzają się na dłuższych i trudnych dystansach, wymagających od psa znacznej siły i wytrzymałości), samojedy i grenlandy (najszybsze i najlżejsze, te ze sportowych linii ważą zaledwie 25–30 kg). I wreszcie husky, które biegają osobno. W kategorii otwartej startują mieszańce. Ale nie są to zwykłe kundle. Tylko kupowane za granicą, z renomowanych hodowli eurodogi (eurohound), które powstały w wyniku krzyżowania alaskan husky (rasy nieuznawanej przez FCI) i pointera, lub greystery, psy zaprzęgowe pochodzące z Norwegii, mieszanki charta angielskiego (greyhounda), wyżła niemieckiego (vorsthera) i alaskan husky. Te niepozorne, podobne do wyżłów psiaki są niepokonane w sprintach. Ani greystery, ani eurodogi nie mają rodowodów uznawanych przez Międzynarodową Federację Kynologiczną, ale ich pochodzenie udokumentowane jest nawet do 10 pokoleń wstecz. Hodowane są wyłącznie do sportów zaprzęgowych i tylko pod tym kątem dobiera się rodziców. Kosztują kilka tysięcy euro.

Psie zaprzęgi to drogie hobby. Wyjazd na jedne zawody to wydatek od 500 do 1 tys. zł. Najtańsze sanki kosztują 3 tys. zł, naprawdę dobre ok. 2 tys. euro, wózek treningowy 1,6 tys. – 2,6 tys. zł, przyczepa, którą przewozi się psy na zawody i w której mieszkają poza domem – ok. 6–8 tys. zł. Uprzęże, szelki i linki dla jednego psa – ok. 500 zł. No i wreszcie psy – zakup szczeniąt, a potem ich utrzymanie. Niektórzy polscy maszerzy sami hodują dla siebie psy, by obniżyć koszty.

Ci najlepsi mają sponsorów. Justyna jest dumna, bo zgłosiła się do niej firma, która zasponsoruje jej linki i uprząż dla psów. – Żeby jeszcze trafił się ktoś, kto zasponsoruje karmę… – marzy. Na jesieni do jej zaprzęgowej czwórki dołączy piąty – Frodo, pies w typie husky, któremu znalazła wspaniałych ludzi. Jego nowa właścicielka jest mistrzynią Polski w maratonie. Więc Frodo biega codziennie i teraz musi się tylko przestawić z najdłuższego dystansu na sprint.

Polityka 17/18.2019 (3208) z dnia 23.04.2019; Społeczeństwo; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Kundel na medal"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną