Na mistrzostwach świata w warunkach bezśnieżnych w Koźlu koło Poznania, podczas których rywalizowało 490 zawodników z 30 krajów, zainteresowali się nią zagraniczni dziennikarze. Zajęła 14. miejsce – dla niej niesamowity sukces, ale przecież prasa na ogół rozmawia ze zwycięzcami. Tyle że reporterzy dowiedzieli się, że w jej zaprzęgu biegają nie hodowane specjalnie do uprawiania sportu psy, tylko kundelki wynajdywane w schroniskach.
Najczęściej padało pytanie: – Jak to możliwe, że zaprzęg bezdomniaków może konkurować z zawodowymi maszerami? Justyna odpowiadała zawsze tak samo: „najważniejsze jest serce”. Wtedy po raz pierwszy zrozumiała, że udało się jej zrobić coś niezwykłego.
Zaczęło się od tego, że chciała pomagać bezdomnym psom. Najpierw wirtualnie, na serwisie Dogomania, bo 13 lat temu jeszcze nie było portali społecznościowych. Organizowała bazarki dla fundacyjnych podopiecznych, wyprowadzała na spacery schroniskowe psy, w końcu brała do siebie na tzw. tymczas psiaki wyciągnięte ze schroniska, czekające na adopcję, które najpierw trzeba przebadać, podleczyć, poobserwować, jak się zachowują w różnych sytuacjach, zanim zacznie się im szukać domu. Serce ciągnęło ją do psów w typie siberian husky, więc współpracowała z kilkoma fundacjami, które się haszczakami zajmują. Dalej to robi, już głównie na Facebooku w grupach Husky w Polsce czy Psy Północy w Potrzebie.
Marzyła o własnym psie i o tym, by z nim startować w zawodach. Kiedy już miała warunki, żeby mieć swojego wymarzonego husky, przez chwilę myślała o kupnie szczeniaka. Nawet rozglądała się po hodowlach. – Jednak nie mogłam się przemóc, widząc, jak wiele z nich latami czeka w schronisku na swojego człowieka – opowiada Justyna.
Ziomek
Przedstawicieli tej rasy często dotyka bezdomność.