Wielu Polakom, którym nieobojętny jest nie tylko własny los, ale i koleje świata, towarzyszy dziś poczucie, że coś nieodwołalnie się kończy. Szczególnie ten stan żalu i niepokoju zdaje się gnębić pokolenie, które z racji nieodwołalnej dojrzałości emerytalnej zaczyna podsumowywać swoje życiorysy, czyli – z grubsza biorąc – roczniki czterdzieste i pięćdziesiąte. I nie chodzi tu tylko o remanent osobistego dorobku, ale o pytania fundamentalne: Jaki świat po sobie pozostawią? Czy to, co było sensem i treścią ich życia, wszystkie te walki stoczone w imię demokracji, racjonalnej gospodarki, a przede wszystkim wolności jednostki, warte były tysięcy godzin i nadgodzin spędzonych w pracy, stresów, rozdarć wewnętrznych, gdy dochodziło do kolejnych wyborów politycznych i etycznych?