Portal rynekaptek.pl szacuje, że przez ostatnie 18 lat armia uzdrowicieli w Polsce podwoiła się i liczy teraz ponad 100 tys. (plus pokątni, poza ewidencją, też liczni – ale nie do policzenia). Każdy uzdrowiciel z czasem obrasta w pacjentów (wyznawców), którzy tworzą mu legendę – opowieści o cudowności znachorów rozchodzą się np. w długich kolejkach do prawdziwych lekarzy w przychodniach NFZ i w internecie. Wyznawców szybko przybywa (już przed pięciu laty GUS obliczał, że z metod niemedycznych korzysta blisko 1,5 mln Polaków). Internetowe sklepy z paralekami i usługami uzdrawiania działają od lat i przynoszą milionowe zyski.
A w maju 2019 r. nagle pojawia się w mediach wiadomość, że na wniosek rzecznika praw pacjenta policjanci przyszli do firmy Jerzego Zięby – jednego z najpopularniejszych polskich znachorów – i aresztowali jego specyfiki.
Jerzy Zięba, 63 lata, inżynier budowy maszyn po AGH, zareagował na akcję policji – transmisją na żywo w internecie. Stojąc pod swoim sklepem w Rzeszowie, podawał, że niszczy się jego firmę z premedytacją, a Polska nie jest krajem dla przedsiębiorców.
Do zarzutu nielegalnego obrotu lekarstwami nie przyznał się, czeka go sprawa sądowa.
– Nie przyjmuję pacjentów, nie rozmawiam z nimi – mówi. – Ja tylko napisałem dwie książki, w których wyjaśniam, jak pewne substancje mogą działać prozdrowotnie. W najdzikszych snach nie przypuszczałem, że tak się to dla mnie rozwinie.
Chodzi o dwa tomy pt. „Ukryte terapie” (tak nazywa się również sklep Jerzego Zięby). Wydane w 2014 i 2016 r., natychmiast stały się bestsellerami księgarń. Z inżyniera, który przez kilkadziesiąt lat obijał się po świecie (Australia, Stany), Zięba z dnia na dzień stał się gwiazdą polskich mediów.