Płot jest koloru zielonordzawego. Za płotem mężczyźni: młodzi, ubrani sportowo, bojowo nastawieni, kierują w stronę idących środkowe palce. Skandują jeden przez drugiego: „wypier...ać”. Łatwo mogliby ten płot przeskoczyć, ale nie chcą, ograniczają się do krzyku. Za plecami mają park jasnogórski.
Po drugiej stronie płotu jest deptak, którym idzie Marsz Równości. Odpowiada drugiej stronie hasłem „Kolorowa Częstochowa”. Maszerujący na ramionach mają wieńce we wszystkich kolorach tęczy. Trasa wiedzie spod Jasnej Góry, przez centrum miasta i z powrotem do klasztoru.
Tego dnia po dwóch stronach zielonego ogrodzenia spotykają się dwie Polski.
Ale tylko jedna z nich na Jasnej Górze jest u siebie.
Charakter modlitewny
W pierwszych szeregach marszu idą ludzie ze stowarzyszenia Demokratyczna RP. Jego członkowie od dawna są znani środowiskom narodowym – bo dokumentują wszystko, co dzieje się na Jasnej Górze, uczestniczą w pielgrzymkach narodowców i kibiców. Nie chcą tu nacjonalistycznych haseł. W 2018 r. napisali list do o. Mariana Waligóry. Apelowali, by „klasztor był miejscem wolnym od piewców nienawiści, ksenofobii i rasizmu”. Przeor Jasnej Góry odpowiedział, że problemu nie ma, a pielgrzymka ma charakter modlitewny.
W stowarzyszeniu udziela się Kamila, drobna brunetka, która nie boi się narażać na agresję narodowców. Siadamy w modnej knajpce na tyłach ulicy. Opowie o Jasnej Górze, która kiedyś była dla niej, a teraz się na nią zamyka.
– W salach klasztornych odbywają się zamknięte spotkania i wykłady specjalnie dla narodowców – mówi. – Paulini mówią, że każdego przyjmują tak samo, ale trzeba usłyszeć, z jaką nabożnością wymieniani są z funkcji wszyscy liderzy organizacji narodowych, żeby zrozumieć, jaki naprawdę mają do nich stosunek.