A jak te sprawy? – usłyszał Kamil podczas pierwszej rozmowy z kierownikiem duchownym. W pierwszym momencie nie zrozumiał, o co chodzi. – Jakie sprawy? – zapytał. – No „te” – zrozumiał, że kierownik duchowny pyta o seks, ale ma kłopoty z głośnym wypowiedzeniem tego słowa. Odpowiedział, że w porządku. Przez pięć lat seminarium to była właściwie jedyna rozmowa na temat seksualności.
W programie seminarium nie ma czegoś takiego jak edukacja seksualna. Od przełożonych zależy, czy prowadzone są jakiekolwiek zajęcia na ten temat. Najczęściej rzecz sprowadza się do indywidualnych rozmów z kierownikami duchownymi.
– Dwie rozmowy rocznie. On jeden, nas siedemdziesięciu – wspomina Andrzej, absolwent seminarium zakonnego. – Zdanie wytrych brzmiało, że każdy jest odpowiedzialny za własną formację. Czyli ma radzić sobie sam.
Seweryn Mosz, były zakonnik, karmelita bosy, twierdzi, że w większości przypadków kierownicy duchowni nawet gdyby chcieli, nie potrafiliby pomóc podopiecznym, bo byli do tego kompletnie nieprzygotowani. – Miałem wrażenie, że dla nich to najbardziej niewdzięczna praca, do której kierowani są jak za karę; kiedy do niczego innego się nie nadają.
I są produktem feudalnego, seminaryjnego systemu, w którym o relacjach partnerskich nie ma mowy, a tym, co liczy się najbardziej, są dyscyplina i zachowanie regulaminu. W stosunku do alumnów powtarzają schematy, które znają ze swoich lat seminaryjnych – zamiast zrozumienia i integracji popędu, tłumienie i wyparcie. Niedawno ks. prof. Walerian Słomka wyrokiem sądu musiał przeprosić swoją ofiarę – mężczyznę, który jako 13-latek został przez niego dwukrotnie zgwałcony (czyn uległ przedawnieniu).