PAWEŁ RESZKA: – Czy mordowanie może być czynnością zwykłą?
GRZEGORZ GAUDEN: – Wydawało mi się, że zdobycie się na zbrodnię wymaga niezwykłych okoliczności, szczególnej motywacji. Ale wiem, że przeciętny człowiek może zamordować albo z uśmiechem przyglądać się mordowaniu.
Relacje ofiar pogromu 1918 r., które znalazł pan we lwowskich archiwach, są przerażająco suche. Adela Neuer z ul. Szpitalnej 21: „morderca mego brata usiadł i grał doskonale na fortepianie”.
Półtorej godziny, z pamięci! Adela przyznaje, że robi to świetnie. Mogła to ocenić, gdyż sama grała na fortepianie. To znaczy, że mamy do czynienia z człowiekiem z bogatego domu, wykształconym, który ma w domu fortepian. Gra, wybija zęby żonie zamordowanego, rabuje, strzela. Rodzina błaga go, by im darował życie. Dzieci całują go po rękach i butach. On sobie z tego nic nie robi. Jest upojony okrucieństwem.
Simon Kandl z pl. Krakowskiego 10: „żonie rozbili głowę, a córce odcięli palce z ręki”. Motyw palców pojawia się często.
Są odcięte albo powykręcane, bo rabowano pierścionki. Badanie pogromu pozbawiło mnie wielu złudzeń. Zrozumiałem, jak łatwo można przejść spokojnie obok przykazania „nie zabijaj”.
Pianista, rabusie obcinający palce mają biało-czerwone opaski albo mundury z orzełkiem.
Nie da się ich wykluczyć z naszej wspólnoty, nazwać degeneratami, dzikusami, lumpami. Są polskimi żołnierzami. Wszystko dzieje się w jednym z najbardziej inteligenckich polskich miast. Obok uniwersytetu, politechniki, teatrów. W Galicji, gdzie nawet w czasach Austro-Węgier władzę zawsze sprawowali Polacy.
22 listopada 1918 r. ukraińskie siły wojskowe zostają wyparte ze Lwowa.