Nie zapowiada się spokojny i komfortowy początek roku szkolnego. W finałową fazę wchodzi realizacja kluczowej zapowiedzi Prawa i Sprawiedliwości dotyczącej oświaty: „wygaszenie” gimnazjów, wydłużenie nauki w szkołach podstawowych z sześciu lat do ośmiu, a w szkołach średnich o rok – do czterech lat w liceach i do pięciu w technikach.
Skutkiem jest kumulacja roczników – spotkanie w pierwszych klasach szkół średnich ostatnich absolwentów gimnazjów i pierwszych absolwentów ośmioletnich podstawówek. Uczniowie ci zostali podzieleni na osobne oddziały, będą pracować według innych programów, ale w tych samych budynkach i z tymi samymi nauczycielami. W wielu szkołach przy rekrutacji do dyspozycji mieli mniej miejsc niż ich starsi koledzy, kandydaci z wcześniejszych lat; będą spędzać kolejne lata w tłoku i bałaganie. Spora grupa – zwłaszcza licealistów – wkracza w nowy etap nauki zmęczona ciągnącą się przez całe lato rekrutacją i sfrustrowana, że nie udało im się dostać do szkoły, do której drzwi w innych warunkach stałyby przed nimi otworem.
Wprowadzanym przez MEN zmianom od początku towarzyszyły protesty rodziców uczniów, a także nauczycieli. Ich kulminacją był wiosenny strajk, w wyniku którego na trzy tygodnie stanęło prawie trzy czwarte szkół (według danych Związku Nauczycielstwa Polskiego). Zagrożona była organizacja egzaminów ósmoklasisty, gimnazjalnych, a także matur. Bezpośrednim i formalnym strajkowym żądaniem były podwyżki pensji, wielu protestujących mówiło też jednak o głębokiej frustracji, wywołanej m.in. rozmontowaniem systemu edukacji, lekceważeniem nauczycieli, ignorowaniem autentycznych problemów szkół przez rządzących.
Tuż przed maturami strajk został zawieszony. Rząd obiecał nauczycielom podwyżki – znacznie niższe, niż żądali.