Polacy zostawiają w sklepach zoologicznych i hipermarketach 2 mld zł rocznie. Tak dużo, bo co drugi obywatel ma jakieś zwierzątko. Najczęściej psa (42 proc. posiadaczy zwierząt) lub kota (26 proc.). A duży, 15-kilogramowy worek przyzwoitej jakości suchej karmy dla psa to wydatek około 200 zł. Kocia żywność jest jeszcze droższa. Państwowa Inspekcja Handlowa zbadała karmy dla psów, kotów, gryzoni i ptaków i okazało się, że ich skład aż w 27,5 proc. przypadków odbiega od tego, co producent deklaruje na opakowaniu. Do badań laboratoryjnych pobrano próbki z 80 partii karm dla psów i kotów, które oceniono w stosunku do deklaracji zawartych w oznakowaniu tych produktów. Zakwestionowano 22 partie. Np. puszki dla psów „wołowina z kurczakiem”, w których zamiast drobiu była wieprzowina. W innej karmie mięso świni zastępowało jagnięcinę. Nie zgadzała się też zawartość białka i tłuszczu. Raport z badań prowadzonych przez Inspekcję Handlową opublikował niedawno Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, nie podając jednak informacji dla konsumentów najistotniejszych: nazw produktów, których jakość została zakwestionowana. W internecie pod informacjami o wynikach kontroli nieprzychylne komentarze: UOKiK kryje oszustów.
Tajemnica handlowa
Inspektorzy przekonują: mimo wszechobecnej – bo tańszej od wołowiny – wieprzowiny na rynku i tak jest lepiej, niż było. Podczas ostatniej ogólnopolskiej kontroli karm dla zwierząt domowych przeprowadzonej w 2012 r. inspektorzy mieli zastrzeżenia aż do 80 proc. kontrolowanych produktów. Zwracali uwagę również na prawidłowe oznakowanie, informacje na opakowaniu, to, czy produkty sprzedawane są w oryginalnym opakowaniu, czy rozważane w sklepie. Badań jakości związanych z laboratoryjnymi badaniami składu przeprowadza się niezbyt dużo – po prostu są kosztowne.