Na froncie lewacko-prawackim Lublin walczy już od dziesięcioleci. W latach 80. i 90. XX w. arenami bywały korytarzowe spory na uczelniach i w klubach myśli społeczno-politycznej. Dziś to internetowy hejt, uliczne czyny i masówkowe okrzyki, wśród nich te zabronione prawem.
Prawo w Lublinie – jak pokazują przypadki ostatnich lat – często bywa leniwe, martwe albo wybiórczo stosowane przez instytucje władzy państwowej. Nic dziwnego – wysocy urzędnicy lubelscy, powiązani z władzą w stolicy i w jej metody zapatrzeni, sami posługują się nienawiścią w wystąpieniach i wpisach internetowych, dzieląc obywateli na lepszych i gorszych. W lipcu, gdy przez województwo przechodziła fala samorządowych uchwał „przeciwko ideologii LGBT”, a „Gazeta Polska” dołączała do wydania naklejki „strefa wolna od LGBT”, wojewoda lubelski Przemysław Czarnek z PiS nagradzał prawomyślne gminy specjalnymi dyplomami uznania.
Doktor Naród Polski
Lublin brunatnieje – ostrzegają lubelscy lewacy – staje się faszystowski. Lublin jest patriotyczny, katolicki i prorodzinny – mówią tutejsi prawacy. I we wrześniu usiłują rozgonić lubelski Marsz Równości (MR) za pomocą chóralnych okrzyków o „jebaniu”, petard, pięści, krzyży i różańców świętych.
Niecały miesiąc przed planowanym drugim MR – wydarzenie dla lewaków ważne – lubelscy prawacy znowu pokonali lewaków słownie w majestacie prawa. Oto Rafał D., pracownik Urzędu Marszałkowskiego, historyk po KUL, naukowo zajmujący się m.in. „akademicką młodzieżą obozu narodowego” w Lublinie międzywojennym, a zawodowo – jak podaje w biogramie jednej ze swoich książek – „nadzorem nad działalnością szkół prowadzonych przez jednostkę samorządu”, zaopiniował dwóch znanych w mieście i wymienionych z nazwisk profesorów UMCS – „degeneraci”, „podludzie”, „lgbtowcy”, „lewackie bydło i gówno”.