Oglądali telewizję, gdy Rafał, najstarszy z trzech synów Olgi i Marka (wtedy nie miał jeszcze 21 lat), powiedział, że idzie się kąpać. Trochę to trwało. Najmłodszy 9-letni Tomek chciał do łazienki. Ale Rafał nie wychodził i się nie odzywał. – Wołaliśmy go, waliliśmy w drzwi i nic, cisza – relacjonuje Olga. – Mąż wyważył drzwi. A syn wisiał na drążku do podciągania, na sznurówce. Nagi. Wanna napełniona wodą. Może nie chciał się zabić? No bo po co by się rozbierał? Nie zostawił listu. Może to miał być jakiś eksperyment? Albo impuls czy jakaś próba?
Był 15 maja 2005 r., niedziela. Życie rodziny zawaliło się w jednej chwili. – Mieliśmy takie fajne plany na czerwiec, jak tylko skończy się szkoła: wyjazd w Bieszczady – wspomina Olga. – W poniedziałek całą rodziną mieliśmy jechać do sklepu, by wybrać namioty.
Porzucenie
Na świecie odbiera sobie życie 800 tys. osób rocznie. W Polsce 15 osób dziennie (12 to mężczyźni). Samobójstwo jest drugą przyczyną zgonów osób w przedziale 15–29 lat. Z własnej ręki ginie więcej ludzi niż w wypadkach drogowych. W 2018 r. policja odnotowała 5182 zgony samobójcze i 2862 w wypadkach. Ale o śmierciach na drodze jest głośno, a o samobójstwach mówi się okazjonalnie. I za mówieniem nie idą działania.
Polskie dane w tej materii są wątpliwej jakości. Publikują je policja i GUS, a rozbieżności między nimi sięgają nawet 30 proc. W niektórych latach oznacza to różnicę 2 tys. zgonów. Delikwent, który trafi do szpitala i umrze po jakimś czasie wskutek obrażeń, nie obciąża statystyki. Wymykają się jej też ci, którzy w zamiarze samobójczym powodują wypadek samochodowy. Niejedno, w obawie przed społecznym piętnem, tuszują rodziny. To zjawisko znane w społecznościach katolickich.