Międlar z zarzutami „nawoływania do nienawiści”. Czas na resztę narodowców?
Początkowo można było dywagować, czy służby faktycznie musiały o 6 rano z długą bronią nachodzić dom obywatela Jacka Międlara. Bo przecież gdyby organy ścigania chciały lidera skrajnej prawicy pociągnąć wreszcie (wreszcie!) do odpowiedzialności za jego wyskoki choćby podczas narodowych demonstracji, którym przewodził, mogły wezwać go na przesłuchanie i wtedy ewentualnie przedstawić zarzuty.
Kiedy jednak prokuratura ujawniła, o co tym razem chodzi, wątpliwości znikają. Uzasadnione jest zarówno to, że akcję przeprowadziła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a nie policja, jak i to, że operacja przybrała tak radykalną formę wkroczenia do domu połączonego z rewizją i przeszukaniem posesji rodziców Międlara.
Międlar chce „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej
Jacek Międlar nie poprzestał na antysemickich kazaniach, kiedy pełnił jeszcze posługę kapłańską, i nienawistnych wrzaskach podczas organizowanych przez siebie niby narodowo-patriotycznych, a w istocie kibolsko-faszystowskich manifestacji. Okazuje się, że ostatnio wezwał wprost do „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej i to za pomocą siły.
Zapewne nie przypadkiem tuż przed Świętem Niepodległości ogłosił w internecie tekst pod dużo mówiącym tytułem „Polska w cieniu żydostwa. O masowej zdradzie i dywersji wobec odradzającego się Państwa Polskiego, czyli skrywana prawda na stulecie odzyskania niepodległości”. Przytoczenie obszernych fragmentów tego „dzieła” jest o tyle zasadne, że pokazuje koncepcje i mentalność autora, a on sam usunął po jakimś czasie tekst z sieci.